Polscy archeolodzy z Katedry Archeologii Ameryk Uniwersytetu Warszawskiego otwierają drzwi do fascynującego świata odkryć i badań w obu Amerykach. Ich prace obejmują nie tylko spektakularne wykopaliska, takie jak odkrycie grobowca królewskiego preinkaskiej cywilizacji Wari w Castillo de Huarmey, ale także interdyscyplinarne projekty badawcze prowadzone w Ameryce Środkowej i Południowej. Archeolodzy opowiadają o historii polskich badań archeologicznych w Amerykach oraz codziennym życiu na wykopaliskach, podróżach, integracji z lokalnymi społecznościami i znaczeniu misji badawczej. Wspólny mianownik ich prac to nie tylko fascynujące odkrycia, ale także budowanie mostów między narodami i kulturami.
Redakcja Archeowieści: W jaki sposób Katedra realizuje swoje projekty badawcze w Ameryce Środkowej i Południowej, i dlaczego te obszary są tak istotne dla polskich archeologów?
Miłosz Giersz (MG): Katedra Archeologii Ameryk WA UW, to instytucja powołana przez naukowych indywidualistów, którym przyświecały wspólne idee: chęć zerwania ze sztywno narzuconymi ramami organizacji pracy badawczej, praca w przyjaznym zespole oraz stworzenie otwartej platformy współpracy krajowej i międzynarodowej z zachowaniem najwyższych standardów etycznych w nauce. Prowadzimy interdyscyplinarne projekty badawcze zarówno w Ameryce Północnej, jak i Południowej.
Jan Szymański (JS): Dążymy do tego, by tę otwartą i przyjazną atmosferę, której doświadczamy w codziennej pracy, udało się zaszczepić i utrzymać także w naszych badaniach terenowych. Zaangażowanie w projekty z zakresu archeologii publicznej – rzecz często bez precedensu, przynajmniej w Ameryce Środkowej – pozwala zdobyć zaufanie lokalnych społeczności i zwiększyć świadomość dotyczącą dziedzictwa kulturowego. Dzięki utrzymywaniu partnerskich relacji z naszymi współpracownikami, przeważnie tymi odpowiedzialnymi za gros pracy w terenie, zyskujemy pewność, że stanowiska archeologiczne nie pozostaną bez choćby podstawowej opieki nawet w czasie, gdy my będziemy w Polsce.
Wiesław Więckowski (WW): Dodatkowo w Katedrze jest też miejsce dla przedstawicieli różnych specjalności. Ja na przykład jestem bioarcheologiem, który prowadzi badania na terenie Peru (współpracuję przede wszystkim z Projektem Castillo de Huarmey), ale nie tylko. Podobnie Julia, która jako specjalistka w zakresie GIS związała swoją karierę z Huarmey, ale nadal uczestniczy w wielu projektach w innych częściach świata. Nie ograniczamy się więc ani terytorialnie ani profesjonalnie, pozostajemy otwarci na rzeczywistą multidyscyplinarność w badaniach.
Julia Chyla (JC): Tak, dokładnie! Z mojej perspektywy możliwość prowadzenia interdyscyplinarnych badań w Peru stanowi najciekawszy element pracy. Badania przeszłości pustynnego wybrzeża Peru są naprawdę inspirujące i motywujące. Nie tylko do wykorzystywania metod archeologii cyfrowej, które już znam. Także do tworzenia nowych. Mogę spróbować zaproponować lepsze zrozumienie kultury i historii prekolumbijskich społeczności. Jak dawne społeczności radziły sobie z problemami w przeszłości? Jaki wpływ miały na ich życie trzęsienia ziemi, El-Niño? Jak ich rozwiązania mogłyby przydać się dzisiaj, aby pomóc rdzennym społecznościom? Działania z lokalnymi społecznościami tworzą unikalną możliwość integrowania wiedzy naukowej z miejscowymi perspektywami.
Janusz Wołoszyn (JW): Praca w tak odległych rejonach stawia przed nami obowiązek (i przyjemność) bycia nie tylko ambasadorami polskiej nauki, ale i Polski jako kraju. Staramy się realizować ten cel zarówno w kontaktach zawodowych, jak i czysto towarzyskich. W Peru, w którym pracuję od blisko 30 lat, polscy archeolodzy mają już wyrobioną markę. Dzięki niej, do współpracy w kierowanych przez nas zespołach chętnie zgłaszają się zarówno lokalni badacze-specjaliści, jak i studenci-wolontariusze z miejscowych uniwersytetów. Możliwość budowania relacji międzyludzkich, wymiana doświadczeń i wiedzy z kolegami w czasie badań terenowych i laboratoryjnych oraz liczne kontakty z ludźmi spoza naszej branży, dla których też czasem bywamy egzotyczni, a z którymi spędzamy miesiąc czy dwa miesiące w roku, jest moim zdaniem jednym z najbardziej wartościowych elementów naszej pracy.
MG: W najbliższych tygodniach przybliżymy Czytelnikom Archeowieści wyniki naszych badań w obu Amerykach. Opowiemy o badaniach w Castillo de Huarmey i Toro Muerto w Peru, na stanowisku San Isidro w Salwadorze oraz w regionie Tierra Caliente Michoacán w Meksyku. Równolegle, kontynuować będziemy opowieść o majańskich dynastiach na półwyspie Jukatan.
Każdy z tych projektów ma jedną wspólną cechę – archeologia Ameryk. Dlaczego Ameryki? Jak to się stało, że polscy archeolodzy prowadzą badania w tej części świata?
MG: Historia eksploracji obu Ameryk przez polskich badaczy kultur przedhiszpańskich ma wiele „indywidualnych” rozdziałów. Sięga czasów, kiedy archeologia nie istniała jeszcze jako odrębna dyscyplina naukowa. Myśląc o korzeniach Polskich badań antropologicznych i archeologicznych odnosimy się najczęściej jeszcze do czasów kolonialnych, na przykład do działalności Krzysztofa Arciszewskiego, który w służbie holenderskiej Kompanii Zachodnioindyjskiej z pasją opisywał plemiona XVII-wiecznej Amazonii. W czasach tworzenia się młodych republik amerykańskich działalność naukową prowadzili Ignacy Domeyko czy Paweł Edmund- Strzelecki. Myśląc o naszym „warszawskim” wkładzie w poznanie tego odległego kontynentu warto również przypomnieć postać Władysława Taczanowskiego. Kierował on Katedrą Zoologii Królewskiego Uniwersytetu Warszawskiego (taką nazwę miał „pierwszy” Uniwersytet Warszawski funkcjonujący w latach 1816-1831, rozwiązany w ramach rosyjskich represji po upadku powstania listopadowego). Podczas Powstania Styczniowego (1863-1865) Katedra Zoologii stała się centrum operacyjnym i spełniała funkcje archiwum sił powstańczych. Katedra odegrała kluczową rolę w opisaniu fauny Peru, w tym większości gatunków ptaków zamieszkujących Andy.
Dla mnie osobiście, praca badawcza nad biografiami i dorobkiem naukowym wybitnych polskich uczonych XIX-ego wieku, których niepublikowane archiwalia znajdują się obecnie w placówkach oświatowych i archiwach uniwersyteckich w Peru oraz częściowo również w Polsce, między innymi w Muzeum Instytutu Zoologii Polskiej Akademii Nauk, stała się w ostatnich latach dodatkową pasją, a nawet misją. Warto zaznaczyć, że wkład wielkich dziewiętnastowiecznych polskich uczonych w rozwój studiowanych przez siebie specjalizacji oraz rozwój gospodarki i infrastruktury Peru jest unikatowy! Dzięki naszym wysiłkom, spuścizna wybitnych polskich przyrodników związanych z naszą Alma Mater: Władysława Taczanowskiego, Konstantego Jelskiego, Jana Sztolcmana, czy Jana Kalinowskiego, została po 130 latach przypomniana w wyjątkowym projekcie badawczym i wydawniczym „Aves del Perú. 130 años después de Ornithologie du Pérou”, trzytomowej publikacji wydanej dzięki współpracy pomiędzy Uniwersytetem Warszawskim, Polskim Towarzystwem Studiów Latynoamerykanistycznych i włosko-peruwiańskim muzeum Museo Raimondi w Limie. Ta bogato ilustrowana, wydana w twardej oprawie i na kredowym papierze (między innymi dzięki dofinansowaniu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego RP), wielotomowa publikacja pod redakcją Luisa Felipe Villacorta Ostolaza (dyrektora Museo Raimondi ), Irmy Franke Jahncke (dyrektor Muzeum Historii Naturalnej Uniwersytetu Św. Marka w Limie) oraz moją, jest nie tylko hołdem dla polskich pionierów badań w Ameryce Łacińskiej, ale również nowym krokiem w szeroko rozumianej polsko-peruwiańskiej współpracy międzynarodowej. Na stronach „Aves del Perú. 130 años después de Ornithologie du Pérou”, znalazły się m.in. teksty badaczy z Peru, Francji, Włoch i Polski, w tym opracowania autorstwa Dariusza Iwana i Dominiki Mierzwy-Szymkowiak (MIZ PAN), Huberta Kowalskiego (Muzeum UW) czy Karola Piaseckiego, wieloletniego pracownika Instytutu Archeologii UW.
MG: Ograniczając się do badań pozostałości dawnych kultur przedhiszpańskich, sięgnąć natomiast należałoby do drugiej połowy XIX wieku, kiedy to Władysław Kluger, inżynier z Krakowa, zaproszony do Peru przez prężnie tam działających polskich inżynierów Ernesta Malinowskiego (budowniczego kolei w Peru i Ekwadorze, projektanta i budowniczego Centralnej Kolei Transandyjskiej, bohatera obrony Callao w 1866) oraz Edwarda Habicha (który w 1875 roku założył w Limie pierwszą uczelnię techniczną w Ameryce Łacińskiej), wziął udział w pionierskich wykopaliskach prowadzonych na cmentarzysku w Ancón pod Limą.
JW: Warto wspomnieć, że w czasie swojego pobytu w Peru Kluger zgromadził bogatą kolekcję obiektów etnograficznych i zabytków archeologicznych (w tym kilka mumii) pochodzących głównie ze środkowego i północnego wybrzeża. W latach 1876-1878 przesłał ją do Akademii Umiejętności. Wiele z tych artefaktów znajduje się do dziś w zbiorach Państwowego Muzeum Archeologicznego w Krakowie. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, na początku mojej kariery naukowej, miałem możliwość opracowania katalogu ceramicznej części tej bezcennej kolekcji – najbogatszej, jaką mamy w naszym kraju.
JC: Istnieją także przesłanki sugerujące, że Tadeusz Sikorski wraz z małżonką Julią Zsolnay studiowali prekolumbijską ceramikę Moche, projektując ekskluzywną ceramikę zsolnay, w ramach stylu Art Nouveau. Była ona niesamowicie popularna w Cesarstwie Austro-Węgierskim.
JW: Sto lat po Klugerze, w 1978 roku, wyruszyła do Peru Polska Wyprawa Naukowa w Andy – pierwsza multidyscyplinarna ekspedycja badawcza zorganizowana przez naukowców z Krakowa, Poznania i Warszawy. Biorący w niej udział uczeni – pracujący pod kierunkiem Andrzeja Krzanowskiego – uzyskali wówczas (jako pierwsi badacze z bloku wschodniego!) oficjalną koncesję na prowadzenie badań archeologicznych w kraju andyjskim.
Kilka lat później, w ramach ówczesnego Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego jeden z uczestników tej wyprawy – Mariusz Ziółkowski – powołał do życia Andyjską Misję Archeologiczną. Dzięki kontaktom nawiązanym przez Misję z Włoską Misją Archeologiczną CISRAP, kierowaną przez Giuseppe Oreficiego, wielu badaczy z całej Polski – począwszy od 1985 roku – mogło wziąć udział w badaniach prowadzonych na południowym wybrzeżu Peru. Pracowali na takich stanowiskach kultury Nasca, jak Pueblo Viejo czy Cahuachi, które było monumentalnym centrum ceremonialnym tej kultury. Oprócz Ziółkowskiego, zajmującego się archeoastronomią i metodami datowania bezwzględnego, należy wśród uczestników tych badań wymienić też między innymi: antropologa Karola Piaseckiego, muzykolożkę Annę Gruszczyńską-Ziółkowską, geologa Jerzego Grodzickiego, archeologa i filmowca Tomasza Wilde, czy konserwatora zabytków z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu Sławomira Skibińskiego.
W latach dziewięćdziesiątych i na początku tego wieku praktycznie wszyscy studenci archeologii UW zainteresowani prekolumbijską Ameryką (w tym Miłosz, Patrycja, Wiesław i ja – chociaż w odwróconej kolejności) zostawali cahuachinos – członkami wielkiej międzynarodowej rodziny uczestników badań w Nasca. Obecnie liczy ona z pewnością już setki członków. Projekt Nasca pod kierownictwem Giuseppego działa bowiem nadal. W czasach nieco późniejszych część z nas trafiała również do innego Pueblo Viejo – nie tego koło Nasca lecz tego pod Limą, badanego przez Krzysztofa Makowskiego. Kilku z nas wreszcie zaczynało swoją karierę w Peru uczestnicząc w badaniach prowadzonych w Churajón koło Arequipy, kierowanych przez Józefa Szykulskiego, archeologa z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Czy jest polski badacz/badaczka którą można uznać za ojca lub pioniera/pionierkę Polaków na polu archeologii Ameryk?
MG: Do wspomnianych już wielu polskich pionierów dodałbym jeszcze przede wszystkim naukowców, którzy zdecydowali się na stałe przenieść do krajów, których prekolumbijskiej przeszłości postanowili poświęcić swoją karierę naukową. Tu nie sposób nie wspomnieć o zmarłej w 2016 roku (w wieku 101 lat!) nestorce Marii Rostworowskiej de Diez Canseco, uważanej za jedną z najwybitniejszych historyczek dawnego Peru, a przede wszystkim badaczkę historii Tawantinsuyu czyli Państwa Inków. Wraz z moją żoną, Patrycją Prządką-Giersz, z Wydziału Artes Liberales UW, mieliśmy wyjątkową okazję nie tylko poznać tę wybitną badaczkę, ale i przetłumaczyć na język polski jej klasyczne dzieło: Historię Państwa Inków (PIW). Za swoje prace badawcze Maria Rostworowska otrzymała między innymi liczne nagrody i ordery państwowe Peru i Rzeczpospolitej Polskiej, w tym między innymi Medal Polskiej Akademii Nauk, Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej, Krzyż Wielki Orderu Słońca Peru oraz doktorat honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego. Drugą, kluczową postacią dla rozwoju polskich badań nad przeszłością dawnych Ameryk jest wspomniany już Krzysztof Makowski, z Papieskiego Uniwersytetu Katolickiego Peru w Limie, gdzie od kilku dekad tworzy dyscyplinę archeologii i prowadzi wiele przełomowych programów badawczych. Dla nas Krzysztof jest nie tylko przyjacielem, ale i prawdziwym mentorem, z którym zawsze możemy skonsultować najbardziej zawiłe problemy nauki.
WW: Mówiąc o pionierach nie sposób nie wspomnieć niedawno zmarłego Karola Piaseckiego, który budował podwaliny obecności polskich antropologów (a potem też bioarcheologów) na terenie Andów. Karol był zainteresowany bardzo wieloma kwestiami – od zasiedlenia Ameryk, poprzez zróżnicowanie ludów prekolumbijskich, aż po współczesne problemy etniczne. Był też zapalonym ornitologiem. Swoją pracę rozpoczynał na Uniwersytecie Warszawskim, a potem kontynuował zakładając Katedrę Antropologii na Uniwersytecie Szczecińskim.
JS: Z kolei badania Ameryki Środkowej stanowią w Polsce jeszcze większy ewenement niż studia nad przeszłością Obszaru Andyjskiego. Tu jedną z niewielu postaci, którą można śmiało uznać za pionierkę, była Elżbieta Siarkiewicz. To ona swoimi badaniami przybliżyła Polakom Mezoamerykę, a mezoamerykanistom – Polaków. Warto wspomnieć także o Stanisławie Iwaniszewskim, pracującym od wielu lat na uniwersytecie ENAH, lecz także związanym z Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie. W pewnym sensie śladami Siarkiewicz poszli nasi koledzy i bliscy współpracownicy z innych jednostek UW, oraz innych uniwersytetów. Tu przede wszystkim należy wymienić Justynę Olko z Wydziału Artes Liberales UW, od lat pracującą z rdzennymi społecznościami środkowego Meksyku, a także Jarosława Źrałkę z UJ, którego badania w gwatemalskim Nakum stanowią pierwszy polski wkład w majanistykę, w dodatku na absolutnie najwyższym poziomie. Spośród naszych kolegów, polskich archeologów w Amerykach, wymienić też trzeba Radosława Palonkę, który prowadzi badania na obszarze tak zwanego Południowego Zachodu USA. Projekt Radka jest jednym z nielicznych badań naukowych na terenie Stanów Zjednoczonych prowadzonych przez instytucje i badaczy spoza tego kraju.
Odkrycia w Castillo de Huarmey dwukrotnie zostały ogłoszone top 10 odkryć magazynu Archaeology. Z kolei Toro Muerto ma szansę być niedługo wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jednak nasi archeolodzy nie spoczywają na laurach, jakie macie Państwo dalsze plany badawcze?
MG: Przełomowe odkrycie grobowca królewskiego preinkaskiej cywilizacji Wari w Castillo de Huarmey było archeologiczną sensacją na całym świecie. Towarzyszyło mu bezprecedensowe zainteresowanie mediów, zwieńczone pierwszym w historii, międzynarodowym, okładkowym artykułem w magazynie „National Geographic”, poświęconego polskim odkryciom archeologicznym, który dotarł do 50 milionów czytelników na całym świecie, plasując polską szkołę archeologiczną w samym centrum światowej archeologii.
Dzięki powołaniu Stacji Badawczej Wydziału Archeologii UW w Castillo de Huarmey, nasze badania są również niezwykle istotne dla lokalnej społeczności: peruwiańska administracja publiczna i przedsiębiorcy współpracując z nami rozwijają turystykę, promują swój kraj za granicą i wzmacniają swoją tożsamości narodową. Nasze badania zacieśniły stosunki polsko-peruwiańskie, definiując naukę jako jeden z głównych przedmiotów współpracy dwustronnej. Te sukcesy nie tylko utorowały nam drogę, ale i zdefiniowały część planów badawczych na przyszłość.
Pewne fenomeny, które mieliśmy okazję odkryć i opisać w Castillo de Huarmey wydają się być w dużej mierze uniwersalne. Zwłaszcza te dotyczące chociażby wyjątkowej pozycji i roli społecznej kobiet i rzemieślników, czy modelu sprawowania władzy i organizacji produkcji dóbr luksusowych w świecie prekolumbijskim. W naszych planach na najbliższe lata znajduje się nie tylko kontynuowanie autorskich projektów wykopaliskowych, ale również ich integracja w ramach szerokich programów badawczych. Ich owocem będą nie tylko unikatowe wyniki naukowe, ale i zapewnienie synergii polskich i zagranicznych środowisk naukowych w duchu badań inter- i transdyscyplinarnych.
Wspólnie z naszymi koleżankami i kolegami z Warszawy i Krakowa rozpoczęliśmy również przygotowania do nowej inicjatywy badań terenowych w Ameryce Środkowej. Wierzę, że integracja polskiego środowiska naukowego zajmującego się studiami nad przeszłością rdzennych ludów amerykańskich jest obecnie niezwykle wskazana, a nie ma chyba lepszej ku temu okazji, jak wspólna, zamorska ekspedycja. Jako Polacy, mamy zresztą w tego typu przedsięwzięciach dobrą tradycję, wystarczy przypomnieć Polską Wyprawę Naukową w Andy, o której wspomniał Janusz, i jej wagę dla rodzimej historii eksploracji Ameryk.
Naszych Czytelników, oprócz spektakularnych sukcesów badawczych, zawsze także interesuje zaplecze. Jak wygląda logistyka wyjazdów do Peru, Meksyku, czy Salwadoru? Ile one trwają? Jak wygląda życie codzienne na misji i współpraca z miejscowymi archeologami?
WW: Dla mnie największym wyzwaniem wyjazdu do Peru jest sama podróż. Najczęściej jest to lot przez Amsterdam. Połączenie Amsterdam – Lima trwa ponad trzynaście godzin!
Badania wykopaliskowe w Huarmey toczą się kilka miesięcy w roku. Biorą w nich udział zarówno lokalni archeolodzy, studenci uniwersytetów w Limie i w Trujillo, a także robotnicy mieszkający na co dzień w najbliższym otoczeniu stanowiska. Typowy dzień wykopaliskowy, jego rytm, jest wypadkową wielu czynników – przede wszystkim nie zaczyna się aż tak wcześnie jak na Bliskim Wschodzie. Zaczynamy zwykle około 8:00 rano (słońce wschodzi około 6 rano). Stanowisko nie jest daleko od miasteczka, więc czasami niektórzy chodzą spacerem, niektórzy dojeżdżają czy to samochodem czy tak zwanymi mototaxi. Praca trwa osiem godzin z przerwami. Posiłek można zjeść albo u rodzin naszych robotników, albo przejechać do miasteczka. Po zakończeniu prac mamy jeszcze około dwóch godzin światła słonecznego na prace laboratoryjne. Słońce zachodzi o 18:00. Weekendy zwykle są przeznaczane na poznanie okolic. Są wycieczki na nieodległe stanowiska archeologiczne (Sechin czy Caral ). Można się też wybrać nieco dalej. Oprócz wykopalisk w Huarmey ciągle też trwają różne projekty laboratoryjne. Analizy bioarcheologiczne, analizy ceramiki i innych zabytków. Te w większości toczą się w pomieszczeniach Stacji Badawczej Wydziału Archeologii UW, gdzie są magazyny i wydzielone przestrzenie do pracy z materiałem.
JS: Choć wyjazdy w teren stanowią zwieńczenie całego roku przygotowań i badań “biurkowych”, to jednak samo przedsięwzięcie bywa skomplikowane. Na szczęście w przypadku Salwadoru dookoła projektu San Isidro powstała grupa zaangażowanych entuzjastów, wywodzących się tyleż z samych członków personelu badawczego z Polski i Salwadoru, jak i lokalnych wolontariuszy i członków miejscowej społeczności w samym San Isidro. Dzięki tej grupie, która utrzymuje ze sobą ożywiony kontakt także poza sezonem wykopaliskowym, wszelkie problemy, jak choćby zarezerwowanie bazy i samochodów, oraz przygotowanie narzędzi, są znacznie prostsze do załatwienia zdalnie. Owa grupa lubi spędzać razem czas po pracy (a także podczas wieczornych prac porządkowych i laboratoryjnych), dlatego nasza baza w Salwadorze musi być odpowiednio pojemna. Wykopaliskowa codzienność wygląda tak, że rano wszyscy archeolodzy, zarówno ci z Polski, jak i lokalni, zbierają się w naszej bazie – czyli dużym domu w stolicy kraju – po czym wspólnie jedziemy na stanowisko (ok. 50 km). Bywa nas tyle, że dwa pickupy ledwo mieszczą całą ekipę – nawet przy pełnej pace. Na miejscu ekipa wysiada, samochody jadą 2 km dalej do miasteczka, gdzie zabierają narzędzia i naszych lokalnych współpracowników – znów zazwyczaj dwa pełne samochody.
Prace staramy się rozpoczynać około 8:00, ale trudne do przewidzenia warunki drogowe na wylocie ze stolicy powodują, że czasem jest to 7:45 (rzadko!), a czasem 9:00. W południe przerywamy pracę na godzinę. Jedni jadą na pobliską stację benzynową, inni idą na (jedyne) skrzyżowanie w miasteczku, gdzie rozstawia się stragan z gorącymi kanapkami, jeszcze inni zostają przy wykopach, woląc drzemkę niż lunch. Po przerwie pracujemy jeszcze kilka godzin (zazwyczaj do 15:00 lub 16:00), po czym cała procedura podróży odbywa się znowu, tyle, że w odwrotnej kolejności – najpierw robotnicy i narzędzia do miasteczka, potem reszta do San Salvador. Ceramika i zabytki wracają z nami do stolicy. Ci archeolodzy, którzy nie mieszkają w bazie, czasem zostają do późnego wieczora, pomagając przy segregowaniu materiału. W weekendy mamy wolne – czasem jedziemy gdzieś wszyscy razem, czasem w grupach, czasem po prostu odsypiamy.
JC: Rekonesans doliny Huarmey to przede wszystkim wspinaczka górska. Każde wyjście w teren zaczynało się od analizy zobrazowań satelitarnych. Z jednej strony szukałam stanowisk archeologicznych. Z drugiej szukałam jak najwygodniejszej trasy, żeby do nich dojść. Zwykle planowałam, żeby była to jednodniowa “wycieczka”. Tutaj muszę podziękować Pawłowi Rongiesowi, który wspomógł mnie swoim doświadczeniem. To on zwykle decydował, którym stokiem lub granią będzie najbezpieczniej iść. No właśnie, nigdy nie wychodziłam w teren sama. Zwykle towarzyszył nam nasz peruwiański kolega, lokalny archeolog Luis Angel de la Flor Fernandez. Dużo nauczyłam się od niego na temat huarmejańskiego dziedzictwa. Z kolei Roberto Pimentel, nasz peruwiański kolega, doktorant UW, który od ponad dziesięciu lat wraz z Patrycją i Miłoszem współkieruje badaniami archeologicznymi w prowincji Huarmey, szkolił mnie w tajnikach perkolumbijskiej ceramiki. Z kolei z Patrycją oraz Miłoszem ruszaliśmy w środek pustyni poszukiwać prekolumbijskich dróg, nad którymi robiliśmy naloty dronem. Również Wiesław towarzyszył mi i wspierał mnie logistycznie w paru tego typu większych wyprawach, co bardzo miło wspominam.
JW: To jesteś zdecydowanie rozsądniejsza ode mnie. Ja od czasu do czasu (kiedyś raz na sezon, teraz chyba ciut rzadziej) uwielbiam sobie robić samotne rekonesanse w terenie. Oczywiście zawsze z nadzieją na dokonanie “wielkiego odkrycia”. Zwykle te samotne wyjścia nie kończą się najlepiej. Albo jest to survival (wysysanie wody z kaktusa), albo jakieś powroty w środku nocy, albo otarcie się o śmierć w czasie zawiśnięcia na skale (i to z moim lękiem wysokości). Ale jak mówią – i w pełni się z tym zgadzam – Bad decisions make good stories.
JC: Oczywiście nigdy nie obywa się bez przygód. Plusem wspólnej wędrówki jest to, że zawsze masz oparcie i logistyczne i, co było dla mnie ważne, merytoryczne.
Zwykle ruszałam o 5-6 rano, w góry, albo w głąb pustyni. Z zapasami jedzenia i wody, właściwymi butami, ubiorem zarówno na zimną, jak i ciepłą pogodę. Pogoda w dolinie potrafi być kapryśna i zmienia się bardzo szybko. Po dotarciu na stanowisko archeologiczne, spędzaliśmy tam trochę czasu. Dokumentowaliśmy struktury, szukaliśmy materiału na powierzchni, ocenialiśmy stan zachowania. Tak pracowaliśmy do zachodu słońca.
Kolejnym krokiem była oczywiście obróbka danych po powrocie do domu. Zwykle to długie godziny, dni i tygodnie przed komputerem. Ale taka wnikliwa analiza pozwalała mi ocenić, na które stanowisko powinnam wrócić ze studentami.
Ci, uzbrojeni w telefony komórkowe, testowali ze mną możliwości mobilnego GIS. Przeszliśmy parę stanowisk, na wybrzeżu, w dolinie, na szczytach górskich. Krok po kroku, dokumentowali każdy, pojedynczy zabytek. W telefonie opisywali, robili zdjęcia, zaznaczali lokalizację. Dzięki takiemu masowemu poborowi danych zadokumentowaliśmy w 3 dni ponad 1100 artefaktów.
W weekendy z kolei, oprócz wycieczek, i odsypiania, oczywiście jeszcze korzystaliśmy z uroków kuchni peruwiańskiej. Też huarmejańskiego streetfoodu przy mercado.
JW: Toro Muerto położone jest około pięciu kilometrów od kilkutysięcznego miasteczka Corire w dolinie rzeki Majes, jakieś 160 km od Arequipy. Naszą bazą jest najlepszy trójgwiazdkowy hotel w mieście, a codzienne podwózki na stanowisko zapewnia nam od wielu lat miejscowy samorząd doceniający naszą pracę zwłaszcza od czasu, kiedy stanowisko to stało się jednym z kandydatów Peru do wpisania na Listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Badaniami tego potężnego kompleksu sztuki naskalnej kieruję od sześciu lat wraz z moją wieloletnią przyjaciółką Liz Gonzalez. Dzięki jej zaangażowaniu udało się do współpracy w projekcie pozyskać zarówno wybitnych peruwiańskich specjalistów (między innymi archeoastronoma Juana Pablo Villanuevę, czy archeobotaniczkę Carmelę Alarcón), instytucje badawcze (jak na przykład Narodowy Instytut Geograficzny Peru), ale także miejscowych studentów archeologii biorących udział w naszych badaniach na zasadzie wolontariatu. Kilkunastu z nich – oprócz studentów Uniwersytetu Warszawskiego – rokrocznie bierze udział w prowadzonych przez nas pracach terenowych i laboratoryjnych.
Skoro Koledzy wspomnieli o kulinarnym aspekcie naszej miłości do Ameryki Łacińskiej, to trudno by mi było nie zareklamować tutaj wspaniałych potraw regionu Arequipy, z których słynie dolina Majes i to co najmniej od czasów kolonialnych. Zupa lub tortilla z camarones czyli “raczków” (a właściwie słodkowodnych krewetek), ostra papryka nadziewana mięsem, oliwkami i serem (rocoto relleno) z lokalną odmianą zapiekanki ziemniaczanej (pastel de papa), no i oczywiście, nieszczęsne, świnki morskie to nasze ulubione “dania na niedzielę” (na co dzień króluje – jak w całym Peru – kurczak, wołowina, ryż i fasola). Do tego piwo lub chicha (lekko alkoholowa lub zeroprocentowa), a na deser moje ulubione picarones (pączki z dyni) kupowane od pani na placu (czasem wychodzi je robić specjalnie dla naszej grupy!). No i ma się rozumieć znakomite lokalne pisco, bo miejscowych win (choć też mają długą tradycję produkcji) jakoś nie potrafię przekonująco zachwalać.
JS: No to i ja dorzucę swoje trzy grosze. Będąc w Salwadorze nie można nie spróbować pupusas, okrągłych placuszków przypominających kształtem meksykańskie tortille, ale znacznie grubszych, bo masa na nie mieszana jest z różnymi smakowitymi dodatkami, takimi jak ser (obowiązkowo!), rozmaite rodzaje mięsa, owoców morza, ale także warzyw, w tym lokalnej odmiany jadalnego pnącza, zwanej loroco. My zajadamy się tym powszechnym i bardzo tanim przysmakiem w ilościach przemysłowych.
Czy do badań w Amerykach bardziej skłaniają specyficzne problemy badawcze i rdzenne kultury czy chęć przeżycia egzotycznej przygody? 😉
MG: Myślę, że każdy z nas wybrał te konkretne miejsca z własnych pobudek. W moim przypadku była to wypadkowa poznania wyjątkowych ludzi, z którymi do dziś wspólnie podążam na szlaku tej niezwykłej przygody. Było to też zmaterializowanie archeologicznego marzenia, którym dla mnie osobiście była zawsze możliwość empirycznego poznania życia minionych pokoleń. A gdzie, jak nie na peruwiańskiej pustyni, w której piaskach idealnie zachowują się przez tysiące lat wszelkie pozostałości jej dawnych mieszkańców – od delikatnych tkanin, po naturalnie zmumifikowane ciała ludzi i zwierząt – ma się ku temu lepsze warunki?
JS: Myślę, że u każdego z nas na początku istotną rolę odgrywała egzotyka. Dla mnie magnesem była dżungla i wysokie temperatury – tym bardziej, że w Ameryce Środkowej sezon zaczyna się w styczniu, a więc gdy w Warszawie zacina deszcz ze śniegiem. Egzotyka ma jednak to do siebie, że stosunkowo szybko mija, więc jeśli nie ma pod nią głębszej motywacji, raczej nie da się zbudować trwałej i satysfakcjonującej kariery badawczej – choć osobiście nie przestaję napawać się międzyzwrotnikowym klimatem. Z perspektywy czysto naukowej badania w Mezoameryce i w Ameryce Środkowej są niezwykle satysfakcjonujące, bowiem tu wciąż mierzymy się z zagadnieniami o podobnym kalibrze, który był powszechny w archeologii klasycznej czy egiptologii ponad pół wieku temu.
WW: Zgodzę się z moimi przedmówcami – egzotyka i ludzie, którzy stanęli na mojej drodze odegrały dużą rolę. Ale muszę też powiedzieć, że chyba, przynajmniej w moim przypadku, też trochę – przekora. Kiedy przyjechałem na spotkanie dla kandydatów na studia archeologiczne na UW udało mi się porozmawiać z jednym z ówczesnych doktorów pracujących w Andach. Powiedział mi, że studiować archeologię Ameryk to mogę, ale na wykopaliska tam na pewno nie pojadę. Pomyślałem sobie – ja? Ja na pewno pojadę! No i pojechałem, już trzy lata później. Chociaż nie “z Warszawą” a z niemiecką misją archeologiczną uniwersytetu w Bonn, której kierownikiem był wówczas Józef Szykulski (aktualnie profesor Uniwersytetu Wrocławskiego). Po drodze, już na studiach, “skręciłem” w stronę bioarcheologii a nie “czystej archeologii”, co umożliwia mi pracę w wielu zakątkach świata.
JW: Peru jest o tyle dobre dla ludzi naszej profesji, że wciąż – mimo upływu ponad stu lat badań archeologicznych prowadzonych na jego terenie – pozwala nam dokonywać odkryć, które mają szansę okazać się nie tylko interesujące, ale wręcz przełomowe. A czyż nie o tym marzył każdy, kto poświęcił się tej dziedzinie nauki? I dzieje się tak nawet na stanowiskach znanych od dawna! Tak jest i we wspomnianym już przeze mnie Cahuachi badanym przez Giuseppe Oreficiego, i w Pachacamac kopanym przez Krzysztofa Makowskiego, i w Castillo de Huarmey Miłosza. Tak jest też w Toro Muerto, które mam przyjemność od kilku lat poznawać. Niedawno znalazłem w domu książkę “Czciciele gwiazd” czeskiego popularyzatora wiedzy o kulturach indiańskich Miloslava Stingla, którą kupiłem będąc w trzeciej klasie liceum (w drugiej połowie lat osiemdziesiątych!). Poświęcona ona była archeologii Peru. Autor pisał w niej o ceramice kultury Moche, liniach na pustyni Nasca, a także (choć wówczas było to stanowisko niemal nietknięte) właśnie o Toro Muerto. Przyjemnie jest zdać sobie sprawę, że wszystkie wymienione tam rzeczy udało się zobaczyć na własne oczy, a do lepszego zrozumienia kilku poruszonych tam kwestii lub udzielenia odpowiedzi na kilka postawionych tam pytań dołożyło się swoje trzy grosze lub – jak mówią w Peru – swoje ziarnko piasku.
Sylwetki pracowników Katedry:
Miłosz Giersz – archeolog, kierownik Katedry Archeologii Ameryk Wydziału Archeologii UW i Stacji Badawczej Wydziału Archeologii UW w Castillo de Huarmey w Peru. Od 2002 roku współkieruje dwoma polsko-peruwiańskimi projektami archeologicznymi w północno-zachodnim Peru: Projektem Archeologicznym Valle de Culebras oraz Projektem Archeologicznym Castillo de Huarmey. W ramach tego drugiego kierował zespołem, który odnalazł prekolumbijskie mauzoleum królewskie w Castillo de Huarmey, z pierwszym niewyrabowanym grobowcem należącym do władczyń kultury Wari. Jest laureatem szeregu nagród i odznaczeń, w tym VIII edycji stypendium “Zostańcie z nami!”, ufundowanego przez tygodnik Polityka (2007), nagrody Traveler 2013 National Geographic Polska za najważniejsze polskie odkrycie naukowe (2013), oraz Kawalerem Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej (2015) i Komandorem Orderu Zasługi Republiki Peru (2018) za wybitne osiągnięcia na rzecz nauki oraz wkład we współpracę pomiędzy Rzeczpospolitą Polską i Republiką Peru. W latach 2015-2022: prezes Polskiego Towarzystwa Studiów Latynoamerykanistycznych. Kurator wielu ważnych wystaw muzealnych, w tym wystawy “Castillo de Huarmey. El Mausoleo Imperial Wari” zorganizowanej w Museo de Arte w Limie w 2014 r. i wystawy “Skarby Peru. Królewski grobowiec w Castillo de Huarmey” w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie.
Jan Szymański – adiunkt w Katedrze Archeologii Ameryk Wydziału Archeologii UW, specjalizuje się w analizie i interpretacji materialnych pozostałości po kulturach przedhiszpańskiej Mezoameryki i Niższej Ameryki Środkowej. W szczególności zajmuje się badaniem namacalnych przejawów tożsamości kulturowej minionych społeczeństw. Od 2018 roku prowadzi badania na terytorium Salwadoru.
Wiesław Więckowski – adiunkt w Katedrze Archeologii Ameryk Wydziału Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje przede wszystkim z projektem badań na st. Castillo de Huarmey na wybrzeżu Peru. Prowadzi także badania na terenie Izraela, ostatnio na cmentarzysku legionowym rzymskiego obozu Legio.
Janusz Wołoszyn – adiunkt w Katedrze Archeologii Ameryk Wydziału Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego specjalizujący się w badaniach ikonografii kultur wczesnego okresu przejściowego takich jak Moche czy Nasca. Zainteresowany archeologią myśli i archeologią tożsamości, której poświęcił dwie książki i serię artykułów. Od 2017 kieruje Projektem Badań Archeologicznych Toro Muerto poświęconym jednemu z największych stanowisk ze sztuką naskalną na świecie.
Julia M. Chyla – archeolożka cyfrowa z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego, na którym uczy metod cyfrowych kolejne pokolenie badaczy. Interesuje się zagadnieniami zastosowania mobilnego GIS w archeologicznych badaniach powierzchniowych oraz prekolumbijskimi i pustynnymi drogami. W ramach swojego doktoratu badała krajobraz archeologiczny Mauzoleum Castillo de Huarmey.
W latach 2010–2012 autorka postów na blogu Wojciecha Pastuszki Archeowieści. Od 2021 roku redaktor naczelna Archeowieści.
Redakcja: A.B., M.G., J.W.
Okładka: Janusz Wołoszyn dokumentujący petroglify w Toro Muerto; Julia Chyla oraz Paweł Rongies w czasie wspinaczki, aby wykonać pomiary RTKiem w okolicach Castillo de Huarmey; dokumentacja wykopu sondażowego w San Isidro. Edycja K.K.
Tekst powstał w ramach dofinansowania projektu „Popularyzacja badań Katedry Archeologii Ameryk na Wydziale Archeologii” z programu Inicjatywa Doskonałości – Uczelnia Badawcza.
2 odpowiedzi na “Polscy Archeolodzy za Oceanem: Katedra Archeologii Ameryk UW”