W ostatnim tygodniu świat obiegła sensacyjna wiadomość, że na stanowisku archeologicznym Tall el-Hammam, uznanym przez niektórych autorów za ruiny Sodomy, znalezione zostały liczne ślady świadczące o tym, że miasto i jego okolica zostały ok. roku 1650 p.n.e. zniszczone przez ciało niebieskie w typie meteorytu tunguskiego. Przedstawiane jest to jako dowód prawdziwości biblijnego opisu zagłady Sodomy.
Tall el-Hammam jest największym stanowiskiem archeologicznym w południowej części doliny Jordanu, blisko wybrzeży Morza Martwego. W środkowej epoce brązu (pierwsza połowa II tysiąclecia p.n.e.) zajmowało obszar ok. 36 hektarów i było ważnym regionalnym ośrodkiem administracyjnym. Archeolog Steven Collins z Trinity Southwest University w Albuquerque (USA), który od roku 2005 kieruje wykopaliskami w Tall el-Hammam, zidentyfikował je jako biblijną Sodomę, miasto z czasów Abrahama zniszczone wraz z Gomorą przez Boga za grzechy jego mieszkańców.
Tell el-Hammam rzeczywiście zostało nagle opuszczone w połowie XVII wieku p.n.e. wraz ze wszystkimi innymi miejscowościami w południowej dolinie Jordanu, w tym słynnym Jerycho. Cały region pozostawał niezaludniony przez kilkaset lat i dopiero w epoce żelaza, po ok. 1200 p.n.e., znów pojawiły się tam ludzkie osady, znacznie jednak skromniejsze od miast epoki brązu.
W czasopiśmie Scientific Reports ukazał się właśnie artykuł, którego autorzy bliżej przyjrzeli się warstwie zniszczenia o miąższości do półtora metra, znajdującej się ponad ruinami miasta z epoki brązu. Oprócz wyraźnej spalenizny były w niej przemieszane fragmenty ceramiki, cegły mułowej i kości ludzkie, wszystko, według autorów, ze śladami działania wysokiej temperatury, znacznie wyższej niż temperatura, którą mogli osiągnąć ówcześni ludzie podczas wypalania naczyń lub obróbki metali. Ma to stanowić ostateczny dowód, że biblijny opis zagłady Sodomy przez ogień z nieba przedstawia rzeczywiste wydarzenie, którym był upadek asteroidy w pobliżu stanowiska Tall el-Hammam.
Ślady katastrofy
Kiedy Tall el-Hammam rozkwitało w środkowej epoce brązu, było podzielone na dwie części. W północno-wschodniej części miasta znajdowało się wzgórze z otoczoną murem cytadelą i budynkami publicznymi, na południowym zachodzie rozpościerało się dolne miasto z domami, warsztatami i zagrodami zwykłych ludzi. Fundamenty budynków były często kamienne, ale podstawowy materiał budowlany stanowiła cegła mułowa. Autorzy artykułu w Scientific Reports zauważyli, że ściany z cegły zostały w dużym stopniu zniwelowane, zwłaszcza w dolnym mieście, co uznali za dowód na to, że wybuch asteroidy miał miejsce na południowy wschód od miasta.
Świadectwa działania wysokiej temperatury i fali uderzeniowej zostały zebrane w trzech miejscach na stanowisku oraz w pobliskiej dolinie sezonowego strumienia. Datowania radiowęglowe warstwy spalenizny okazały się być dość podobne i po kalibracji dały przedział 1686-1632 p.n.e. z prawdopodobieństwem ok. 67%, w pełni zgodny z datowaniem na podstawie ceramiki.
Ważnym wskaźnikiem wybuchu o wysokiej energii jest obecność nanodiamentów. Nie zostały one znalezione w Tall el-Hammam, ale autorzy badań zidentyfikowali struktury podobne do diamentów, które mogły być wytworzone w wysokiej temperaturze. Na stanowisku były również fragmenty nadtopionej ceramiki, cegieł mułowych i elementów konstrukcyjnych dachu, co oznaczało, że musiała zaistnieć temperatura ponad 1250°C, według autorów nieosiągalna dla działalności ówczesnych ludzi. Fragmenty naczyń wykazywały wyraźną kierunkowość na osi północny wschód – południowy zachód.
Kolejnym potencjalnym efektem wybuchu meteorytu jest tzw. kwarc szokowy – kryształy kwarcu, które w warunkach wysokiego ciśnienia i niskiej temperatury (a zatem na przykład w fali uderzeniowej) dzielą się na cieniutkie, widoczne pod mikroskopem warstewki. Kwarc szokowy jest typowy dla kraterów uderzeniowych.
Ponadto na stanowisku znaleziono stopione lub nadtopione metale i sole o wysokiej temperaturze topnienia, także w postaci sferul – okrągłych zastygłych kropelek. Zwłaszcza sferule z węglanu wapnia zostały uznane za efekt gwałtownego stopienia polepy. W warstwie zniszczenia odnotowano również wyraźnie wyższe stężenie soli, co miało być wynikiem gwałtownego wyrzucenia wielkich ilości silnie zasolonych wód Morza Martwego lub soli znajdującej się na powierzchni pustyni. Rozrzucenie soli po okolicy miało sprawić, że lokalne gleby przez kilkaset lat nie były w ogóle zdatne do uprawy jakichkolwiek roślin.
Mniej spektakularne warstwy zniszczenia zostały odnotowane także na dwóch innych stanowiskach w dolnej dolinie Jordanu: w Tell Nimrin i Jerychu, gdzie osadnictwo środkowej epoki brązu zakończyło się pożarem. W warstwie spalenizny zostały znalezione szczątki ludzkie, ale brakuje śladów działań zbrojnych, które potencjalnie mogłyby doprowadzić do zagłady Jerycha. Ponieważ odległość między Jerychem a Tall el-Hammam to 22 kilometry w linii prostej, a meteoryt tunguski spowodował spalenie drzew na obszarze o średnicy 8 kilometrów, autorzy artykułu w Scientific Reports uznali, że meteoryt sodomicki był większy niż meteoryt tunguski.
Aby postawić kropkę nad i, autorzy rozpatrują kilka różnych scenariuszy (m. in. działalność człowieka, wybuch wulkanu, uderzenie pioruna) i dochodzą do wniosku, że tylko uderzenie meteorytu wyjaśnia wszystkie siedemnaście zaobserwowanych na Tall el-Hammam zjawisk. Ponieważ w okolicy nie ma znanego krateru meteorytowego, zakładają, że wybuch nastąpił w powietrzu, ale raczej na niewielkiej wysokości. Podkreślają, że zaproponowany przez nich scenariusz jest w pełni zgodny z biblijnym opisem zagłady Sodomy.
Wątpliwości
Artykuł na temat meteorytu sodomickiego jest bardzo długi, obfituje w szczegóły techniczne i na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie dobrze udokumentowanego. Jest to jednak tylko pierwsze wrażenie, a uważna lektura tekstu ujawnia liczne luki w argumentacji.
Autorzy tekstu pobrali próbki do swoich badań w trzech miejscach na stanowisku Tall el-Hammam oraz w pobliskiej dolince, gdzie, co jest istotne, nie było warstwy spalenizny. Wygląda więc na to, że meteoryt spalił tylko ludzkie siedziby, a dziwnym trafem oszczędził naturalną roślinność. Poszukując śladów działania wysokiej temperatury dobrze byłoby pobrać próbki także z lokalizacji bardziej oddalonych od stanowiska, ale w tekście pojawia się dość dziwna wymówka, że w dalszej okolicy nie można było przeprowadzić badań z powodu braku dostępu.
Rozpad budynków z cegły mułowej
Istotnym argumentem jest zniwelowanie budynków z cegły mułowej, zwłaszcza w dolnym mieście. Jest to jednak argument wynikający z braku doświadczenia autorów w archeologii bliskowschodniej. Cegła mułowa jest bardzo nietrwałym materiałem budowlanym i rozpada się bardzo szybko pod wpływem wody lub wiatru. Na stanowisku, które – jak Tall el-Hammam – nie było użytkowane przez kilkaset lat, erozja wiatrowa musiała doprowadzić do zniszczenia wszystkich odsłoniętych konstrukcji z cegły mułowej. Autorzy piszą co prawda, że na stanowisku nie zaobserwowali naturalnej erozji, ale to znaczy tylko, że zanegowali istnienie wiatru i okazjonalnych opadów deszczu.
Wyższy stopień zachowania konstrukcji z cegły mułowej na północnym wschodzie stanowiska również nie jest dowodem na to, że cokolwiek wybuchło po przeciwnej stronie; w tym regionie akurat wiatry najczęściej wieją z północy, a ponieważ cytadela stanowi przeszkodę w transporcie materiałów, z tamtej strony nastąpiła akumulacja osadów, a na południu erozja wiatrowa była ułatwiona przez brak barier.
Istotnym argumentem za tym, że w Tell el-Hammam mamy do czynienia z powolnym procesem erozji, a nie gwałtowną falą uderzeniową, jest dobry stan zachowania części murów zbudowanych z kamienia. Są one nienaruszone, choć autorzy inkryminowanego tekstu zinterpretowali nietypową pozycję żaren, znacznie cięższych niż wiele kamieni z muru, jako dowód na siłę fali uderzeniowej wywołanej przez meteoryt. Gdyby tam rzeczywiście wystąpiła fala uderzeniowa, nie tylko cegły mułowe zostałyby zdmuchnięte, ale również przynajmniej część kamiennych murów.
Wysoka temperatura
O wystąpieniu w Tall el-Hammam wysokiej temperatury mają świadczyć nadtopione naczynia. Autorzy artykułu opisali dwa fragmenty i uznali, że jest to wyjątkowe znalezisko, a ceramika topi się w temperaturze powyżej 1400 stopni, która nie mogła być osiągnięta w zwykłym palenisku, a jedynie w wyniku uderzenia pioruna lub wybuchu meteorytu.
Rzecz w tym, że nadtopione fragmenty z Tall el-Hammam zdecydowanie nie są wyjątkowe, bo archeolodzy znajdują je na różnych stanowiskach z warsztatami metalurgicznymi (na ilustracji poniżej przykład z późnej epoki brązu w Egipcie). Poza tym współczesne eksperymenty pokazały, że starożytne palenisko do wytopu miedzi z dwoma miechami mogło osiągnąć ponad 1450°C, a osady stopione w temperaturze ok. 1300 stopni zostały zidentyfikowane na przykład na stanowisku Tel Dor w Izraelu.
Mocnym argumentem za wystąpieniem wysokiej temperatury podczas uderzenia meteorytu byłaby obecność nanodiamentów, ale tych akurat w Tall el-Hammam nie znaleziono. Z kolei inne stopione metale i minerały zostały zidentyfikowane przede wszystkim na fragmentach ceramiki wykorzystywanych w metalurgii lub nadtopionych cegłach mułowych, zatem ich obecność nie jest zaskakująca.
Wśród substancji, których stopienie zostało zaobserwowane na stanowisku, jest również chlorek sodu i chlorek potasu. Ich obecność jest jednak argumentem przeciwko wystąpieniu naprawdę wysokiej temperatury, gdyż ich temperatura wrzenia to 1420-1465 stopni, a zatem powinny wyparować, gdyby wybuch meteorytu był odpowiedzialny za stopienie substancji o temperaturze topnienia powyżej 1500 stopni.
Wykryte na stanowisku sferule mogą mieć inne pochodzenie niż sugerowane w omawianym tu artykule. Są one obficie wytwarzane podczas wybuchów wulkanów, a tak się akurat składa, że w czasie, kiedy Tall el-Hammam było opuszczone, nastąpił wybuch Santorynu. Obficie znalezione na stanowisku sferule z węglanu wapnia znajdują się w odchodach zwierzęcych.
Fala uderzeniowa
Głównym argumentem za wystąpieniem fali uderzeniowej w Tall el-Hammam jest obecność kwarcu szokowego. Problem jednak polega na tym, że tworzy się on w kraterze uderzeniowym, którego pozostałości nie ma ani na stanowisku ani w jego okolicach. Poza tym rozwarstwienie kwarcu może też być efektem zjawisk tektonicznych, przy czym w tym wypadku odległości między warstewkami są wyraźnie wyższe, powyżej 1μm, podczas gdy kwarc szokowy będący wynikiem uderzenia meteorytu charakteryzuje się zagęszczeniem warstewek poniżej 1μm. Autorzy artykułu w Scientific Reports zidentyfikowali kryształy kwarcu z warstewkami o szerokości 2-5μm, zatem ich pochodzenie tektoniczne jest bardziej prawdopodobne i nawet oczekiwane w miejscu aktywnym sejsmicznie i położonym na styku dwóch płyt tektonicznych.
O wystąpieniu fali uderzeniowej ma również świadczyć kierunkowe ułożenie fragmentów tych samych naczyń na osi domniemanej fali uderzeniowej. Tak się jednak składa, że jest to również główna oś stanowiska, a zatem za dystrybucję fragmentów ceramiki może odpowiadać po prostu ukształtowanie terenu. Na ilustracji w tekście widać naczynia, które rzeczywiście są pokawałkowane, ale kierunki dystrybucji fragmentów nie są zupełnie równoległe, a sam układ kawałków ceramiki wygląda na losowy, a nie spowodowany działaniem kierunkowej siły.
Kości ludzkie
Najbardziej kuriozalna jest jednak interpretacja kości ludzkich znalezionych na stanowisku. W jednym miejscu znalezione zostały fragmenty czaszki oraz innych kości, w tym tak małe, że nie udało się określić, czy to kości ludzkie czy zwierzęce. Pomarańczowe przebarwienie czaszki zostało uznane za dowód na działanie temperatury powyżej 200°C, choć jest to typowy kolor kości spoczywającej w glebie o czerwonawym zabarwieniu. Gdyby rzeczywiście kość została poddana działaniu temperatury powyżej 200 stopni, białka zaczęłyby się zwęglać zmieniając kolor kości na czarny. Jednocześnie woda powyżej temperatury wrzenia gwałtownie ulotniłaby się, powodując charakterystyczne spękania kości, których tutaj nie ma.
Co więcej, jeden z fragmentów kości został wykorzystany do datowania radiowęglowego. Autorzy napisali, że ta kość była spalona, ale to jest skrajnie mało prawdopodobne. Do datowania wykorzystywany jest kolagen kostny, którego łańcuchy zaczynają się rozpadać już w temperaturze ponad 65 stopni, a powyżej 200 stopni uległyby zwęgleniu.
Niektóre kości ludzkie z Tall el-Hammam zachowały porządek anatomiczny. Na jednej z ilustracji artykułu w Scientific Reports pokazane są dwie kończyny dolne zachowane do połowy kości udowych, które są w tym miejscu ciemniejsze, co zostało zinterpretowane jako ślady spalenia. Jeśli jednak bliżej przyjrzymy się temu zdjęciu, zobaczymy ślady silnej erozji wiatrowej, typowej dla obszarów pustynnych Bliskiego Wschodu (na załączonej fotografii przykład z Kuwejtu). Prawdopodobnie był to regularny grób z ciałem ułożonym na prawym boku, którego górna część została po prostu zniszczona przez erozję.
Obserwując wysoki stopień fragmentacji kości autorzy proponują scenariusz, w którym mieszkańcy Tall el-Hammam zostali zbombardowani kawałkami muru i kamykami, które rozerwały ich na strzępy i w całości pozostały tylko niektóre nogi lub ręce. Jest to wizja zupełnie bezpodstawna, bo gdyby rzeczywiście na stanowisku wystąpiła potężna fala uderzeniowa, ludzie zostaliby przez nią porwani i zabici przez uderzenie, jak nieliczne ofiary meteorytu tunguskiego, których ciała zostały znalezione w całości, a nie rozczłonkowane. Znów autorzy przechodzą nad tym do porządku dziennego, odnotowując tylko, po raz kolejny, że rozrywanie ciał wynikało z tego, że wybuch meteorytu sodomickiego był znacznie silniejszy.
W rzeczywistości jest znacznie prostsze wyjaśnienie obecności luźnych fragmentów kości, które – podkreślam – nie mają jednoznacznych śladów działania wysokiej temperatury, ani tym bardziej urazów mogących być przyczyną śmierci. Stanowiska archeologiczne na Bliskim Wschodzie zwykle zasiedlano przez dłuższy czas, a obszar zabudowany był dopuszczalnym kulturowo miejscem grzebania zmarłych. Dlatego zdarzało się, że podczas kopania dołów fundamentowych pod nowe budynki odkrywane były kości z poprzednich pochówków, które często wyrzucano razem z wypełniskiem jamy grobowej. Wyrzucane gdzie bądź były też kości zwierzęce, dlatego typowym znaleziskiem w całym regionie są zerodowane, często nadpalone i mocno połamane fragmenty kości, które mogą być tak małe i przekształcone, że nie da się nawet jednoznacznie określić, jak w Tall el-Hammam, czy należały do ludzi, czy zwierząt.
Zasolenie
W warstwie opuszczenia Tall el-Hammam zostało zidentyfikowane podwyższone stężenie soli. Na jednej z kości widać nawet spore kryształy halitu. Według autorów omawianego artykułu jest to wynik wybuchu meteorytu, który sprawił, że mocno zasolona woda Morza Martwego została rozbryzgana na obszary rolnicze, które ze względu na zbyt dużą zawartość soli stały się niezdatne do uprawy jakichkolwiek roślin. Dopiero po kilkuset latach sól została spłukana na tyle, że południowa dolina Jordanu mogła zostać ponownie zagospodarowana.
Taka interpretacja ma jedną kluczową wadę – nie bierze pod uwagę tego, że sól doskonale rozpuszcza się w wodzie, więc nawet gdyby zaproponowany scenariusz rozbryzgu Morza Martwego był prawdziwy, sól już dawno zostałaby przeniesiona przez wodę także do innych warstw archeologicznych.
Jeśli w warstwie opuszczenia stanowiska jest więcej soli niż gdzie indziej, to nie dlatego, że pierwotnie było tam więcej soli, tylko dlatego, że struktura tej warstwy sprzyja wytrącaniu się soli z roztworu. Kryształy halitu na kości ludzkiej nie znalazły się tam bez powodu – kość jest porowata i łatwo wchłania relatywnie duże ilości wody, która potem stopniowo odparowuje i pozostawia sól. Podobną właściwość mają drobnoziarniste osady pochodzenia eolicznego, czyli to, co autorzy identyfikują jako cegłę mułową sproszkowaną przez wybuch meteorytu.
To wszystko nie oznacza, że nagły wzrost zasolenia gleby nie mógł być przyczyną opuszczenia całego regionu, nawet jeśli odrzucimy hipotezę meteorytową. Okolice Morza Martwego są bardzo wrażliwe na nawet niewielkie zmiany klimatu. Na początku środkowej epoki brązu poziom Morza Martwego to ok. 370 metrów pod poziomem morza, ale później – kiedy Tall el-Hammam zostało opuszczone – spadł on na wiele stuleci do ok. 430 metrów pod poziomem morza.
Tej zmiany nie mógł spowodować upadek meteorytu, bo jeśli nawet część wody zostałaby wychlapana, szybko spłynęłaby z powrotem do Morza Martwego. To musiało być długotrwałe zmniejszenie opadów deszczu w dolinie Jordanu, które spowodowało również obniżenie poziomu wód gruntowych w okolicy. A jeśli było mniej wody spłukującej sól do morza, zasolenie gleby musiało wzrosnąć do takiego poziomu, że uprawa roślin przestała być możliwa i ludzie przenieśli się gdzie indziej – na przykład do Egiptu, gdzie w tym samym czasie obserwujemy wyraźny napływ ludności z Lewantu, która nawet w pewnym momencie przejęła kontrolę polityczną nad deltą Nilu jako dynastia hyksoska.
Kontekst
Uważna lektura artykułu o meteorycie sodomickim nie pozostawia wątpliwości, że przedstawiona w niej hipoteza jest oparta na bardzo wątłych przesłankach, a w interpretacji wyników wyraźnie widać myślenie życzeniowe. Przyczyny takiego podejścia, nie mającego wiele wspólnego z warsztatem naukowym, mogą wynikać z kontekstu całego projektu: wykopaliska w Tall el-Hammam prowadzi zespół kierowany przez Stevena Collinsa, który wierzy w to, że Biblia jest księgą natchnioną, a opisane w niej wydarzenia (w tym również zagłada Sodomy i Gomory przez ogień z nieba) rzeczywiście miały miejsce. Ze strony głównej Trinity Southwest University zapewniającego instytucjonalne zaplecze projektu dowiadujemy się, że misją tej uczelni jest kształcenie studentów, którzy będą “podtrzymać boski autorytet Biblii jako jedynej natchnionej przez Boga reprezentacji rzeczywistości dla ludzkości”, a na oficjalnej witrynie wykopalisk w Tall el-Hammam jest wręcz informacja, że wykopaliska na tym stanowisku i jego identyfikacja jako Sodomy są formą obrony przed niedowiarkami, którzy nie odczytują Biblii literalnie.
Okazuje się zatem, że mamy tu do czynienia nie z projektem naukowym, tylko z wykorzystaniem archeologii do obrony fundamentalistycznej wersji chrześcijaństwa, co jest wyrażone zupełnie otwarcie i dosadnie. W tym kontekście zupełnie już nie dziwi to, że kierownikiem analiz naukowych w projekcie (i jednym z autorów publikacji w Scientific Reports, n.b. jedynym spośród uczestników wykopalisk w Tall el-Hammam) jest Philip Silvia, emerytowany pastor bez udokumentowanego doświadczenia w badaniach archeometrycznych.
Archeologia jako cyrk osobliwości
Pomimo wszystkich zasygnalizowanych tu wątpliwości i ewidentnego uwikłania ideologicznego, artykuł na temat meteorytu sodomickiego został opublikowany w czasopiśmie naukowym, a informacja o tej publikacji obiegła media na całym świecie, które nie tylko bezkrytycznie podjęły temat, ale zdarzało się, że dorzucały wiele od siebie: na przykład z artykułu w magazynie Forbes dowiadujemy się, że w Tall el-Hammam została znaleziona czaszka wystająca tylko częściowo ze stopionych cegieł mułowych, o czym w oryginalnym artykule nie ma mowy. Dziennikarze pisali też często, że artykuł ukazał się w czasopiśmie Nature, co jest sporym nadużyciem, gdyż Nature to pismo o bardzo wyśrubowanych standardach recenzji, które publikuje mniej niż 7% nadesłanych tekstów i bardzo dba o swoją reputację. Scientific Reports, choć ma tego samego wydawcę, przyjmuje wszystkie artykuły, jeśli tylko metody badań zostały w nich zastosowane poprawnie. Współczynnik akceptacji wynosi tam aż 48%, a więc jest wyraźnie powyżej średniej dla czasopism naukowych (37% według danych z bazy Web of Science).
W tym konkretnym przypadku oczywiście nie metody budzą wątpliwości, tylko interpretacja wyników. To – jak widać – nie zniechęciło redaktorów czasopisma do publikacji tekstu, który wszystkie (liczne i poważne) wątpliwości rozstrzyga na korzyść postawionej z góry tezy. Taka jest niestety rzeczywistość rynku czasopism naukowych, na którym liczba tekstów składanych do druku gwałtownie wzrasta, a liczba kompetentnych recenzentów nie nadąża za tym wzrostem. Problemem jest także coraz węższa specjalizacja, przez co teksty, w których (jak w tym przypadku) stosowane są metody z różnych dyscyplin, łatwiej przechodzą przez sito recenzyjne, bo nawet jeśli recenzenci skrytykują to, na czym się znają, często nie sugerują odrzucenia artykułu zakładając, że być może metody z innych dyscyplin zostały zastosowane poprawne, a wyciągnięte dzięki nim wnioski mają sens. Najlepsze czasopisma (jak Nature lub Science) potrafią sobie z tym problemem poradzić, ale te, których model biznesowy opiera się na pobieraniu opłat od autorów (publikacja w Scientific Reports kosztuje 1690 euro), raczej nie mają interesu w tym, żeby stawiać poprzeczkę zbyt wysoko.
Do tego dochodzi jeszcze jedna sprawa, świetnie ilustrowana przez bezkrytyczne podejście mediów do publikacji w Scientific Reports. Dziennikarze piszący o meteorycie sodomickim nie zadali sobie trudu, żeby sprawdzić, na ile konkluzja artykułu jest wiarygodna i po prostu streścili argumenty jego autorów, czasem jeszcze podkręcając sensacyjność tematu. Jest to zgodne ze stereotypem archeologii jako działalności przygodowej, a nie badawczej, personifikowanym przez Indianę Jonesa, który najpierw stawia odważną tezę, a potem dopiero szuka jej potwierdzenia, przy czym te poszukiwania to ciąg sensacyjnych przygód i zwrotów akcji. Taki stereotyp sprawia, że archeologia często nie jest traktowana w mediach jako poważna dyscyplina naukowa, tylko coś w rodzaju cyrku osobliwości, dostarczającego rozrywki i sensacji, zwłaszcza w sezonie ogórkowym. Niestety, publikowanie w czasopismach naukowych tekstów takich jak ten o meteorycie sodomickim jedynie utrwala ten stereotyp.
Artykuł ten można bezpłatnie przedrukować, z podaniem źródła
Autor: Arkadiusz Sołtysiak
Świetne i rzeczowe kontrargumenty tez ewidentnie opartych na myśleniu życzeniowym. Dzięki!
Kontrargumenty są podane w sposób nieobiektywny. Jeśli podany jest jakiś fakt to nie zbijamy argumentu w stylu: “coś jest mało prawdopodobne, więc to nie mogło się zdarzyć”. Poprosiłbym o podanie kontrargumentów w sposób klarowny – źródła informacji inne niż wiara wnieomylność autora teksu – bibliografia. Oraz o nie nacechowanie go własnymi emocjami, wyrażającymi się poprzez dodanie epitetów do argumentów.
Myślę, że nastąpiło tu wielkie nieporozumienie: Archeowieści to nie jest czasopismo naukowe, tylko blog, na którym nie mamy obowiązku udawać, że jesteśmy obiektywni. Odnośniki do źródeł informacji, które uznałem za ważne, można zidentyfikować bez problemu, ponieważ zostały oznaczone podkreśleniami w tekście. A jeśli już dyskutujemy o jakości artykułu opublikowanego w Scientific Reports, to śpieszę donieść, że 25 lutego tego roku została uruchomiona procedura jego retrakcji.