Methodica. Od szkicu w notesie do chmury danych (część I)

Nie ma co się oszukiwać. Archeolog prowadząc wykopaliska niweluje bezpowrotnie to, co było ukryte przez tysiące czy setki tysięcy lat. Na tym bowiem w zasadzie polega ten fach – na trwałej anihilacji reliktów okoliczności przeszłej, przy jednoczesnym tworzeniu nowego rodzaju materii – zabytków, które tę oto przeszłą okoliczność poświadczają (żaden bowiem przedmiot przeszły nie powstał po to, by być artefaktem…). Archeolog zatem to paradoksalnie również i twórca. Do jego „dzieł” należy zaś nie tylko owa materia zabytkowa, ale także cały zestaw – uwaga! – nie danych, co z łacińskiego capta – (wszelkich) informacji dotyczących owej przeszłej okoliczności, które zostały przez archeologa dostrzeżone, zebrane, czy w bezpośrednim tłumaczeniu uchwycone

Podstawową metodą „chwytania” w archeologii jest zaś dokumentacja. Jej właśnie* poświęcimy najbliższe kilka minut. Nie traćmy zatem czasu i zanurzmy się w świat pachnący niegdyś tuszem i papierem, który dzisiaj pulsuje cyfrowym kontentem. 

*Artykuł powstał we współpracy z Narodowym Instytutem Dziedzictwa jako element działań popularyzujących serię publikacji o metodach dokumentacji archeologicznej, zatytułowanych zbiorczo „Methodica”

Czym jest dokumentacja archeologiczna?

Już samo postawienie pytania nastręcza wiele problemów. W XXI wieku nie można bowiem udzielić na nie jednoznacznej odpowiedzi. Chciałoby się rzec, że to zbiór utrwalonych obserwacji, które powstają w trakcie badań archeologicznych i mają na celu zachowanie jak największej ilości informacji o danym znalezisku, metodach pracy stosowanych przy jego ewaluacji czy samym przebiegu procesu badawczego. Niestety, podana tutaj „definicja” stanowi jedynie pewien sprytny wybieg uogólniający. Jeżeli bowiem pójdziemy dalej i weźmiemy pod uwagę to, jak bardzo różnorodne są współcześnie prowadzone badania archeologiczne, to sprawa się zdecydowanie bardziej komplikuje.

Dzisiejsze prace badawcze z zakresu archeologii to bowiem nie tylko te klasycznie rozumiane eksploracje prowadzone w terenie, podczas wykopalisk, ale również takie, które realizowane są w gabinecie czy laboratorium. Wszystkie one mają przy tym bardzo różnorodny charakter, często wykraczający poza zestaw typowych skojarzeń archeologicznych – łopata, szpadel, szpachelka, pędzel, koparka, kask, żółta kamizelka czy ewentualnie niwelator (dobór atrybutów zależy w tym wypadku oczywiście od tego, jak bardzo romantyzujemy postać i pracę wykonywaną przez archeologa). 

W tej sytuacji kwestia tego, czym w zasadzie owa dokumentacja archeologiczna jest staje się nader problematyczna. Bo czy można sprowadzić ją wyłącznie do terminu „zapis”? Niekoniecznie. Zwłaszcza, jeżeli weźmiemy pod uwagę inne czynniki towarzyszące badaniom, a niezwiązane formalnie z samym procesem badawczym. Zanim jednak opowiemy o tym, co to ta „dokumentacja” i jaką rolę odgrywa w praktyce archeologicznej, przyjrzyjmy się najpierw jej początkom. 

Na początku było słowo…

Takim właśnie epickim dość wybiegiem możemy ująć początki dokumentacji archeologicznej, której korzenie sięgają czasów głębokiej starożytności. Z tego okresu pochodzą bowiem pierwsze wzmianki o charakterze kronikarskim i opisowym, związane z odkryciami materii zabytkowej. Oczywiście, formalną dokumentacją archeologiczną trudno je nazwać, ale wciąż stanowią baaardzo cenne źródło wiedzy o pierwszych (świadomych) kontaktach człowieka z materialnym dziedzictwem minionych epok i tym, jak je postrzegał.

Taka deskryptywna konwencja przedstawiania świata pierwszych „odkryć archeologicznych” utrzymuje się dość długo, bo aż do czasów średniowiecza. W XIII-XIV wieku dochodzi jednak do pewnej rewolucji w sposobie wymiany informacji, który polega na tym, że do opisów coraz częściej dołączane są ilustracje. Dość szlachetnym tutaj przykładem będzie chociażby wizualizacja sławnego ówcześnie paradygmatu opartego na idei „garnków, które rodzi ziemia”, którą wykonał franciszkanin Bartholomeus De Glanville (zmarł około 1360 roku). Ilustracja ta utrzymana jest jednak wciąż w konwencji symbolicznej, charakterystycznej dla tekstów średniowiecznych. Jej celem było przede wszystkim nadawanie obrazom właściwości raczej skojarzeniowych, aniżeli bycie rzetelnym odwzorowaniem rzeczywistości.

Ilustracja z Livre x. De l'air. : les quatre vents soufflant sur la terre.Autor tekstu: Barthélemy de Glanville. Domena publiczna
Ilustracja z Livre x. De l’air. : les quatre vents soufflant sur la terre.
Autor tekstu: Barthélemy de Glanville. Domena publiczna

Przełomowym okresem w dziedzinie obrazowania staje się dopiero Renesans, kiedy to artyści stawiają sobie za cel jak najbardziej dokładną prezentację świata. Na tendencji tej zyskują również relikty przeszłości z klasycznie rozumianą starożytnością, będącą główną inspiracją epoki. W gronie najbardziej rozpoznawalnych postaci, ba, mistrzów i prekursorów epoki jest wszystkim dobrze znany Leonardo da Vinci (1452–1514). Przedmiotem jego najbardziej realistycznych prac są zaś między innymi studia anatomiczne. Co ciekawe, to właśnie ten obszar, wraz z innymi dziedzinami przyrodniczych zjawisk (botanika, zoologia), ma też najdłuższą historię stosowania realizmu w przedstawieniach. I to właśnie w tego rodzaju ujęciach rzeczywistości można wedle wielu badaczy dopatrywać się samych początków ilustracji naukowej. 

Jak to jednak wyglądało z materią stworzoną przez człowieka? 

Przekonajmy się.

Widok Val di Chiana z lotu ptakaDomena publiczna
Widok Val di Chiana z lotu ptaka
Domena publiczna

„Naukowy realizm” przedstawień

Jak wspomnieliśmy, w średniowieczu artyści/autorzy wierni byli raczej idei przedstawień symbolicznych, skojarzeniowych, w dodatku podporządkowanych wierze, a więc dość specyficznym zagadnieniom i zjawiskom. Dopiero doba renesansu wprowadza imperatyw rzetelnej wizualizacji rzeczywistości, która widoczna jest zarówno we wspomnianych już studiach anatomicznych, jak i pierwszych poważniejszych w Europie dążeniach kartograficznych oraz próbach rekonstrukcji zagadkowej architektury starożytnej i średniowiecznej. 

Prawdziwym jednak przełomem w kwestiach związanych z ilustracją naukową są wiek XVII i XVIII, kiedy to dochodzi do istnej rewolucji w zakresie przedstawień naukowych. Z jak najbardziej realistycznego sposobu przedstawiania świata, badacze i artyści pracujący na ich zlecenie zaczynają kierować się w stronę selekcji cech oraz abstrakcji. 

Celem tych zabiegów jest uproszczenie wyobrażeń tak, by mogły być one faktycznie porównywalne. Zamiast usilnych starań o uchwycenie jak największej ilości cech indywidualnych danego gatunku, mamy zatem do czynienia z ilustracją, która podkreśla konkretne własności po to, by ich znaczenie naukowe stało się dużo bardziej wyraźne/ewidentne. Wedle amerykańskiego badacza Briana Ogilvie’a był to początek nowego nurtu, który nazwał on „naukowym realizmem”. Jego celem było przede wszystkim ułatwienie odbiorcom treści naukowej systematycznego porównywania zestawów obiektów, a więc klasyfikacji

Przyjęty wówczas sposób przedstawiania rzeczy był „strzałem w dziesiątkę” i zapoczątkował prawdziwą falę innowacji w zakresie metod prezentowania obserwowanego świata. Wokół nich zaczęto natomiast inaugurować coraz liczniejsze dyskusje odnośnie tego, jak ta wizualna reprezentacja powinna wyglądać i jaki mieć cel. Podstawowym założeniem nowej praktyki stała się przy tym konstatacja, która głosiła, że dokładne odwzorowanie przedmiotu nie jest tak istotne, jak ukazanie zaobserwowanej przez badacza esencji danego obiektu.

Tablica 66 z Florilegium autorstwa Emanuela Sweerta (1552-1612)Domena publiczna
Tablica 66 z Florilegium autorstwa Emanuela Sweerta (1552-1612)
Domena publiczna

O „akuratności” ilustracji nie decydowała zatem ogólna własność danej rzeczy, ale to, co zostało uznane w niej za warte obserwacji.

Taka praktyka widoczna jest już w XVI wieku, kiedy to wcześni botanicy odchodzą od przestawień detalicznych roślin na rzecz generalizacji, które polegały na schematycznym prezentowaniu flory w oparciu o najważniejsze elementy budowy roślin. 

Dydaktyczne podejście do ilustracji 

Z dokładnych odwzorowań przyrody, pierwsi przyrodnicy przeszli więc do bardzo idealistycznych przedstawień, które choć nie miały swoich fizycznych odpowiedników, w kontekście prowadzonych badań zostały uznane za „wystarczające”, a nawet „odpowiednie”.

Jednym z pionierów takiego „obrazowego” (ang. pictorial representations) sposobu ukazywania roślin był niemiecki fizyk Leonhart Fuchs (1501-1566). Nie tylko stosował on w tym celu pogrubioną kreskę, która podkreślała esencję przedstawienia, ale również i „spłaszczał” reprezentację danej rośliny na papierze. Dzięki takiemu „dydaktycznemu podejściu”, jak nazywa je brytyjska badaczka Stephanie Moser, Fuchs przeszedł z funkcji opisowej ilustracji do znaczeniowej, a nawet naznaczanej (…beyond description to signification…). 

Takie podejście do wizualizacji umożliwiło XVII-wiecznym przyrodnikom i humanistom definiowanie przedmiotu badań, co jak wiemy, stanowi podstawę rozważań naukowych. Co więcej, owa XVI- i XVII-wieczna naukowa konwencjonalizacja ilustracji oraz towarzyszący jej wzrost produkcji, uznawana jest za jeden z pierwszych przejawów obiektywizacji metod naukowych, która przybiera na szczególnej sile zwłaszcza na przełomie XVIII i XIX wieku. 

Jak to ma się jednak do archeologii? 

Mak (Papaver) z pracy Leonharda Fuchsa Domena publiczna
Mak (Papaver) z pracy Leonharda Fuchsa 
Domena publiczna

Kuriozalne starożytności i jak je badać

W początkach naukowych zainteresowań światem, a więc w czasach przede wszystkim związanych z powstawaniem pierwszych encyklopedii, starożytności były ukazywane tuż obok znalezisk z obszaru historii naturalnej. 

W katalogach kolekcji, pomniejsze zabytki traktowane były więc jako pewnego rodzaju kurioza – rzadkie i nietypowe. 

Wraz z postępującym rozwojem studiów nad klasycznością, podejście to zmieniło się. Małe starożytności zaczęto nazywać artificialia, przedmioty historii naturalnej zaś naturalia. Co ciekawe, obie grupy badano w ten sam sposób – porządkując je i definiując na podstawie wspólnych, charakterystycznych cech. 

Zmieniło się to w pierwszej połowie wieku XVII, kiedy to starożytnicy popłynęli z falą zainteresowań ilustracją i sami wdali się w proces nadwyżki produkcyjnej. Był to wynik zarówno coraz większej ilości zabytków odkrywanych w trakcie różnych prac „inwestycyjnych”, jak i zmagań z tym, by jakoś je wyjaśnić, właściwie zinterpretować i nadać im sens. Dlaczego tak późno? 

Choć starożytności znano już wcześniej, to ich udział w badaniach
nad przeszłością był do tej pory naprawdę znikomy

Portret Muzeum Ferrante Imperato. [Podwójna rycina przedstawiająca wnętrze muzeum i biblioteki Imperata.]Domena publiczna
Portret Muzeum Ferrante Imperato. [Podwójna rycina przedstawiająca wnętrze muzeum i biblioteki Imperata.]
Domena publiczna
W poznawaniu okresów dawnych polegano niemalże wyłącznie na tekstach klasycznych. Jeżeli kultura materialna była w ogóle brana pod uwagę, to raczej zwracano uwagę na inskrypcje, monety, architekturę czy rzeźby. A i one służyły raczej za pewien „back up” poglądowy (a nawet dekoracyjny) dla tekstów głównego nurtu badawczego. Teksty te nie były przy tym zbyt obficie ilustrowane.

Inauguracja nowej „starożytniczej ilustracji” stanowiła zatem fundamentalną zmianę. W jej bowiem wyniku akcent odkrywczy został przeniesiony z treści pisanej na przedtem niezbyt dużo znaczące przedmioty, czy może bardziej właściwie – na ich wizualizacje. 

I tak z ilustracji przedmiotów-dodatków do tekstów, starożytności stały się faktycznym przedmiotem badań, a ilustracje kluczowym medium, które umożliwiało ich studiowanie. 

Wyrazem tego czasu była przede wszystkim wzmożona ilość rycin starożytniczych stworzona na zlecenie zamożniejszych starożytników-kolekcjonerów, a później całych stowarzyszeń starożytników, których grono i liczba rosły z roku na rok. 

Wszystko to dało początek zupełnie nowemu ruchowi naukowemu, który za cel badań obrał sobie studia materiałowe. To wówczas zaczęto się właściwie zastanawiać nad tym, jakie znaczenie mogły prezentować odkrywane kurioza w kontekście badanej i dyskutowanej przeszłości. Jak pisze Stephanie Moser, to właśnie wtedy zabytki zaczęły być postrzegane jako faktycznie odrębne źródło wiedzy.

W początkach ilustracji takich przedmiotów zauważalny jest jednak wyraźny brak jakichś bardziej formalnych reguł rysunku. Dopiero narodziny klasyfikacji pokazały jak konieczne jest ich uwzględnienie. Podstawą stały się zatem uogólnienia. Zupełnie tak jak w przypadku ilustracji wykorzystywanych w badaniach z zakresu historii naturalnej… 

Widok poszczególnych stron posągu ze Zbrucza. Rysunek z książki "Narody na ziemiach słowiańskich przed powstaniem Polski" Joachima Lelewela.Domena publiczna
Widok poszczególnych stron posągu ze Zbrucza. Rysunek z książki „Narody na ziemiach słowiańskich przed powstaniem Polski” Joachima Lelewela.
Domena publiczna

Muzealne „podrygi” i pierwsze opracowania 

Choć ilustracje artefaktów pojawiające się w pierwszych muzealnych katalogach nadają pewien rys wczesnym standardom ukazywania obiektów archeologicznych, to jednak dopiero naukowe podejście starożytników z pierwszej połowy XVIII wieku wprowadza faktyczne konwencje do tych przedstawień. 

Jedną z pierwszych prac, w której to uczyniono, jest monumentalna piętnastotomowa LAntiquité expliquée et représentée en figures wydawana w latach 1719–1724 przez czołowego francuskiego starożytnika, Bernarda de Montfaucon (1655–1741). Finansowana (uwaga!) z publicznych subskrypcji (…jak widać, nie jest to wcale wymysł współczesności…), LAntiquité wyróżnia się wedle Stephanie Moser przede wszystkim podejściem do ilustracji zabytków, które pogrupowano w aż 1120 (!) tablic. Co więcej, nie chodzi według niej wyłącznie o styl owych publikacji, ale także i drogocenną historię udoskonaleń w sposobie ilustrowania zabytków, jaką one ukazują. 

Dla Montfaucona ważne było bowiem, po pierwsze: zilustrowanie jak największej liczby omawianych przez niego przedmiotów; a po drugie: prezentowanie ich w sposób możliwie pełny w oparciu o 1) wizualizację, 2) dość szczegółowy opis oraz 3) pochodzenie.

Rycina z L' antiquité expliquée et représentée en figures, Paris, 1722Domena publiczna Bernard de Montfaucon Domena publiczna
Rycina z L’ antiquité expliquée et représentée en figures, Paris, 1722
Domena publiczna
Bernard de MontfauconDomena publiczna
Bernard de Montfaucon
Domena publiczna

Z tego właśnie powodu LAntiquité uznawana jest przez Moser
za formalną inaugurację naukową dyscypliny, której zainteresowanie skupiło się i wciąż skupia (w dużej mierze) na badaniu przedmiotów,
bez względu na ich wielkość czy przypisywaną ważność. 

Co równie istotne z naszego punktu widzenia, seria ta może być również uznana za formalny początek idei naukowej, w której to ilustracja tuż obok tekstu staje się elementem niezbędnym w badaniu przeszłości. 

Okładka L' antiquité expliquée et représentée en figures, Paris, 1722Domena publiczna
Okładka L’ antiquité expliquée et représentée en figures, Paris, 1722
Domena publiczna

Podkreślmy to zatem jeszcze raz – z perspektywy studiów nad „starożytnościami”, była to prawdziwa rewolucja naukowa. Niestety – nie tak „akuratna” badawczo jak teraz. 

Ilustracje, choć dość rzetelne, pozbawione były między innymi skali, a ich dobór na tablicach był raczej losowy. I choć ze współczesnego punktu widzenia jest to poważny błąd, to należy pamiętać, że (prawdopodobnie) była to (historycznie) pierwsza publikacja pokazująca to, że o świecie, którego już nie ma mogą mówić nawet najmniejsze przedmioty.

I care not at all for showy things, but for the bits and pieces of agate, stone, bronze, pottery, glass, which may serve in whatever way to discover some practice or the hand of the maker.”

(Nie dbam wcale o rzeczy efektowne, lecz o kawałki i odłamki agatu, kamienia, brązu, ceramiki, szkła — wszystko to, co w jakikolwiek sposób może pomóc odkryć jakąś dawną praktykę lub rękę twórcy. – tłum. Redakcja)

30 lat po LAntiquité ukazała się kolejna praca dotycząca starożytności, autorstwa innego francuskiego starożytnika hrabiego Anne-Claude-Philippe de Caylus (1692–1765). Siedmiotomowa Recueil dAntiquités Égyptiennes, Étrusques, Grecques, Romaines et Gauloises, wydawana w latach 1752–1757, podobnie jak jej poprzedniczka wzbogacona została o setki detalicznych przedstawień artefaktów i tak jak LAntiquité,  była obiektem szczególnego zainteresowania badawczego oraz szeroko dystrybuowana w Europie.  

Strona z Recueil d’Antiquités Égyptiennes, Étrusques, Grecques, Romaines et GauloisesDomena publiczna
Strona z Recueil d’Antiquités Égyptiennes, Étrusques, Grecques, Romaines et Gauloises
Domena publiczna

To jednak, co szczególnie wyróżniało i wciąż wyróżnia tę publikację, to (pierwsze tego typu) stwierdzenie, iż to właśnie artefakty są prawdziwą ścieżką do poznania przeszłości (zobacz cytat powyżej). Według autora, hrabiego Caylusa, starożytności nie były bowiem dodatkami, ale nadrzędnym źródłem wiedzy. Z tego też względu poświęcił on całe życiu studiowaniu tych przedmiotów, co pozwoliło mu też wprowadzić kilka rewolucyjnych pomysłów do ich analizy i prezentacji. 

Szczególne zasługi starożytnik ten ma zwłaszcza w zakresie systematycznych studiów porównawczych, które to wedle Moser stawiają Caylusa wśród czołowych figur omawianych przy okazji tematu narodzin archeologii jako dyscypliny. Kolejnym obszarem, w którym się on zasłużył jest oczywiście ilustracja. Nie tylko bowiem zlecał wykonanie pokaźnych jej ilości, ale również i inwestował w rozwój jej dydaktycznego potencjału.

I tak jak wspomniany wyżej Montfaucon,
Caylus nie ograniczał się jedynie do rzeczy „ładnych”,
ale publikował wszystko,
zwłaszcza to co małe i zniszczone.

Transkrypcja hieroglifów na egipskim posągu autorstwa hrabiego Caylusa, 1767 r.Domena publiczna
Transkrypcja hieroglifów na egipskim posągu autorstwa hrabiego Caylusa, 1767 r.
Domena publiczna

Przekroje ceramiki poproszę

Co jeszcze wyróżniało ilustracje Caylusa? Jak wspomnieliśmy, jego wkład nie ograniczał się wyłącznie do ilości rysunków, ale niósł również wartość jakościową. Zaczął on bowiem eksperymentować z różnymi sposobami ilustrowania rzeczy – umieszczał np. rysunki przekrojów i przedstawienia przedmiotów w różnych rzutach (choć pomysł ten zaczerpnął zapewne jeszcze od Montfaucona). Caylus zastosował jednak coś, czego wcześniej (prawdopodobnie) nikt nie zrobił – ukazywał grubość ścianek i zarysy naczyń oraz prezentował skalę w jakiej wykonywano rysunki. Coś bez czego współcześnie nie można byłoby sobie wyobrazić dokumentacji archeologicznej.

Tablica XXX, tom V, Recueil d’Antiquités Égyptiennes, Étrusques, Grecques, Romaines et GauloisesDomena publiczna
Tablica XXX, tom V, Recueil d’Antiquités Égyptiennes, Étrusques, Grecques, Romaines et Gauloises
Domena publiczna

Dalej, ku rozwojowi dokumentacji!
Opisywane wyżej podejście do studiowania i prezentacji przedmiotów starożytnych utrzymywało się przez bardzo długi okres. Oparte było na tekście, a także na przybierającej mocy ilustracji. Wszystko toczyło się jednak wokół bardzo materialnego wyrazu zainteresowań starożytnością, mianowicie z jednej strony małych przedmiotów będących jej unaocznieniem, a z drugiej reliktów architektury (zwłaszcza tych z obszarów o bardzo dużym nasyceniu takowymi np. z krajów śródziemnomorskich). 

W wyniku prac publikacyjnych i studiów porównawczych, część z tych przedstawień, zwłaszcza takich, które ukazywały małe przedmioty, była już nieco skonwencjonalizowana. Pozostałe jednak, w tym te dotyczące szerszych krajobrazów starożytniczych, wciąż miały znamiona raczej artystyczne. Takie podejście, z pewnymi bardzo wczesnymi wyjątkami (rysunki Avebury autorstwa Johna Aubreya – 1626–1697), prezentował np. William Stukeley (1687–1765) w trakcie prac prowadzonych w Stonehenge. 

Konwencja romantycznego przedstawiania archeologicznych „landszaftów” zaczęła jednak szybko ewoluować na kanwie postępującej specjalizacji w obrębie prowadzenia badań wykopaliskowych. Dotyczyło to przede wszystkim obszarów śródziemnomorskich i Bliskiego Wschodu. Za jedne z najważniejszych w historii tej wizualizacyjnej rewolucji uchodzą przy tym rysunki wykonane w Pompejach w trakcie prac prowadzonych tam przez Guiseppe Fiorelliego (1823–1896).

Widok wewnętrzny Stonehenge, sierpień 1772Źródło: Projekt Gutenberg
Widok wewnętrzny Stonehenge, sierpień 1772
Źródło: Projekt Gutenberg

Metodyczne niszczenie stanowisk

Liczne doświadczenia terenowe zbierane przez starożytników w różnych miejscach na świecie uświadomiły ich w zakresie tego, z jak fragmentarycznie zachowaną materią mają oni do czynienia. Za konstatacją tą poszła z kolei fundamentalna dla dokumentacji archeologicznej refleksja, przypisywana Aleksandrowi Conze (1831–1914) oraz Ernstowi Curtiusowi (1814–1896), że proces wykopaliskowy niszczy stanowiska i wymaga z tego powodu ścisłej dokumentacji, która zastąpiłaby niejako oryginalne źródło. 

Było to spostrzeżenie rewolucyjne i przyczyniło się nie tylko do coraz poważniejszego traktowania wszelkich możliwych zapisków z badań, ale i rozwoju polowych metod badawczych. Te z kolei otworzyły drzwi dla nowych koncepcji zachowania wszelkich informacji dotyczących wzajemnych relacji obserwowanych pomiędzy odkrywanymi przez archeologów obiektami. Zanim jednak poznamy najważniejsze dokonania w tym zakresie przypisywane prawdziwemu nestorowi światowej archeologii, Augustusowi Henry Lane Fox Pitt Rivers owi (1827–1900), cofnijmy się nieco do epoki napoleońskiej. 

Commission des sciences et des arts i inne 

Choć zabrzmi to niezbyt poprawnie, to z perspektywy badacza piękny to musiał być czas, gdy o mocy danego bytu państwowego, obok oręża i przychodów z kolonii stały odkrycia naukowe. A takim był koniec wieku XVIII oraz wiek XIX. 

Okres ten choć charakteryzuje się w powszechnym odbiorze serią konfliktów globalnych, stanowi również epokę wielkich zainteresowań badawczych w zakresie wiedzy o przeszłości. I choć takie stwierdzenie można zastosować w zasadzie do różnych wycinków czasu, to ten jednak był zupełnie szczególny. 

Wyobraźmy to sobie. 

Nauka dopiero się rodzi, zwykła ciekawość przeradza się w systematyczne zainteresowanie, to z kolei formalizuje się i w konsekwencji strukturyzuje, przeradzając w poważne programy badawcze. Co ciekawe, już wówczas prowadzone w sposób bardzo koherentny. 

Przykład?

Ilustracja z Description de l'Égypte: ou, Recueil des observations et des recherches qui ont été faites en Égypte pendant l'expédition de l'armée françaiseDomena publiczna
Ilustracja z Description de l’Égypte: ou, Recueil des observations et des recherches qui ont été faites en Égypte pendant l’expédition de l’armée française
Domena publiczna

Jedną z najważniejszych inicjatyw o tym charakterze, prowadzoną w duchu interdyscyplinarnym, jest kampania Napoleona Bonaparte (1769–1821), który w 1798 r., jeszcze jako generał, wyrusza do Egiptu, aby osłabić wpływy brytyjskie na Bliskim Wschodzie i odciąć Brytyjczykom drogę do Indii. Oprócz armii zabiera on ze sobą około 160 uczonych – inżynierów, matematyków, przyrodników, malarzy, geodetów i… archeologów. 

Przedsięwzięcie, nad wyraz niezwykłe jak na ówczesne wyprawy wojenne, przybiera nazwę Commission des sciences et des arts (Komisja Nauk i Sztuk), a jego celem stają się m. in.: badania nad historią, kulturą i przyrodą Egiptu; pomiary geograficzne i kartograficzne; opis zabytków starożytnego Egiptu oraz obserwacje astronomiczne i przyrodnicze. 

Choć kampania wojenna kończy się porażką Francuzów, efekty badań Komisji są nie tylko zadziwiające w skali, ale i znaczne. Stanowią również istotny moment dla narodzin egiptomanii, która wkrótce zawładnie całym światem nowożytnym. Co jednak ważniejsze z naszej perspektywy – rezultaty prac Komisji inspirują serię kolejnych badań oraz nowych odkryć. Im z kolei towarzyszą wzmożone prace nad doskonaleniem technik badawczych. 

Machina rozwoju metodycznego w dyscyplinie sama się zatem napędza. Wśród jej dokonań są między innymi zalążki tak ważnej dla archeologii metody stratygraficznej. Jej autorstwo przypisuje się natomiast działającemu w XIX wieku w Egipcie Karlowi Richardowi Lepsiusowi (1810–1884). 

Co ciekawe, również w Egipcie osiągnięty zostaje kolejny ważny krok w nowoczesnym  dokumentowaniu reliktów przeszłości. Mianowicie, pierwsza, pełna, polowa dokumentacja fotograficzna stanowiska archeologicznego poprzedzająca jego eksplorację (!). Jej inicjatorem jest zaś wspominany już w Archeowieściach Auguste Mariette (1821–1881). 

Z tej okazji przyjrzyjmy się temu fotograficznemu tematowi nieco bliżej. 

 

Bonaparte na pokładzie statku Océana rozmawiający z uczonymi wyprawy do Egiptu, 1798.Domena publiczna Sfinks autorstwa Dominique Vivant Denon  CC BY-SA 3.0
Bonaparte na pokładzie statku Océana rozmawiający z uczonymi wyprawy do Egiptu, 1798.
Domena publiczna
Sfinks autorstwa Dominique Vivant Denon , CC BY-SA 3.0
Sfinks autorstwa Dominique Vivant Denon , CC BY-SA 3.0
Okładka wydania drugiego Description de l'Égypte, ou Recueil des observations et des recherches qui ont été faites en Égypte pendant l'expédition de l'armée française, rok 1820.Domena publiczna 
Okładka wydania drugiego Description de l’Égypte, ou Recueil des observations et des recherches qui ont été faites en Égypte pendant l’expédition de l’armée française, rok 1820.
Domena publiczna

O archeologicznej fotografii
Podobnie jak w przypadku wielu innych osiągnięć naukowych, fotografia była wynikiem połączenia odkryć dokonanych w kilku krajach oraz zastosowania zasad fizyki i chemii znanych od dawna, lecz wcześniej niewykorzystywanych w praktyce. Nie będziemy tu jednak szeroko omawiać jej historii, która jest już bardzo dobrze udokumentowana. Podkreślimy tylko, że fotografia do dokumentowania zabytków zaczęła być wykorzystywana w archeologii zaskakująco wcześnie. Dlaczego? 

Już w połowie XIX wieku, William Fox Talbot (1800-1877), ojciec kalotypii, sam będąc starożytnikiem, wprowadza tajniki fotografii do muzealnych magazynów i wykonuje jedne z pierwszych zdjęć zabytków. W tym samym czasie (1842) fotografia za sprawą wspomnianego już Karla Lepsiusa zostaje wykorzystana w trakcie badań prowadzonych przez niego w Egipcie. I choć jej początki są jak widać obiecujące, to niestety, względy finansowe (cóż… nic nowego…) szybko studzą starożytniczy zapał do nowoczesnej technologii. 

Fotografia w archeologii rozwija się zatem w swoim tempie, w różnych częściach świata. W taki oto dość samoistny sposób pojawia się w Asyrii, gdzie z narzędzia tego korzysta Victor Place (1818-1875). Zdjęcia na jego zlecenie wykonuje natomiast Gabriel Tranchand. Co w tym wypadku jest ważne? A to, że nie tylko są to jedne z pierwszych zdjęć polowych, ale najprawdopodobniej historycznie pierwsze, które posłużą za faktyczne narzędzie naukowe. Na ich podstawie stworzone zostaną bowiem ryciny ilustrujące późniejszą publikację przedmiotową, wydaną przez Place’a w 1867 roku.

Victor Place i Gabriel Tranchand stojący obok asyryjskiego szedu przy bramie pałacu Sargona II w Dur-Szarrukin, Niniwa, Asyria (Irak), rok 1852.Domena publiczna  
Victor Place i Gabriel Tranchand stojący obok asyryjskiego szedu przy bramie pałacu Sargona II w Dur-Szarrukin, Niniwa, Asyria (Irak), rok 1852.
Domena publiczna

 Za pierwszy raport ilustrowany prawdziwymi fotografiami, a nie rycinami czy litografiami wykonanymi na ich podstawie, uchodzi natomiast publikacja z 1880 r. autorstwa Austriaków pod wodzą Aleksandra Conzego o pracach w Samotrace. Zawierała ona złocone odbitki albuminowe wklejone w karty, których jakość po stu latach dorównuje (a niekiedy nawet przewyższa) jakość współczesnych zdjęć. Jest ona nawet określana mianem pierwszego nowoczesnego opisu wykopalisk archeologicznych. 

Pod koniec XIX i na początku XX wieku fotografia staje się już standardową techniką dokumentowania wykopalisk i zabytków. W tym samym czasie zaczęto również wykonywać zdjęcia stanowisk archeologicznych z powietrza, wykorzystując w tym celu balony. Pełen potencjał tzw. dokumentacji lotniczej wykorzystano jednak dopiero w badaniach na Bliskim Wschodzie tuż przed I w czasie I wojny światowej. Z kolei w Polsce, pierwsze archeologiczne zdjęcie lotnicze zostało zrobione w 1929 roku w trakcie badań neolitycznej osady w Rzucewie. Kolejnym doniosłym (i niezwykle efektownym) momentem w historii rodzimej fotografii archeologicznej “z lotu ptaka” są zdjęcia wykonane w 1935 roku w Biskupinie. 

Wykopaliska na terenie osady kultury łużyckiej w Biskupinie. Widok ogólny terenu wykopalisk (fot. Maria Berman, domena publiczna, z Narodowe Archiwum Cyfrowe, nr 3/1/0/10/995
Wykopaliska na terenie osady kultury łużyckiej w Biskupinie. Widok ogólny terenu wykopalisk (fot. Maria Berman, domena publiczna, z Narodowe Archiwum Cyfrowe, nr 3/1/0/10/995

Fotografia i jej skutki (?) 

Od momentu pojawienia się, fotografia uchodziła wśród starożytników za narzędzie niezwykle precyzyjnego odwzorowania rzeczywistości. Ta jednak, często kapryśna z powodu różnych metod prowadzenia prac czy warunków klimatycznych, i tak wymagała często pewnych zabiegów, które pozwoliłyby na jeszcze bardziej zobiektywizowaną prezentację stanu danej rzeczy. 

Takie metodyczne podejście do fotografowania podkreślał, zapewne nieco za wspomnianym wyżej Cozim, Mortimer Wheeler (1890–1976), jeden z najważniejszych archeologów brytyjskich XX wieku i twórca m. in. metody wykopaliskowej opartej na siatce kwadratów, który zasłynął również z tego, że fotografie z jego prac badawczych dokumentowały każdy, nawet najmniejszy detal wykopu. Co ważniejsze, wszystkie jego elementy – przekroje, świadki czy profile – miały być idealnie oczyszczone. 

No skąd my to znamy? 🙂 

Niemniej, mimo tak dogodnych warunków dokumentacyjnych i starań, fotografia i jej zastosowanie w archeologii uzmysłowiły badaczom kolejny problem związany z procesem rozumienia przeszłości – subiektywizm. Kolejny cel zabiegów metodologicznych nastawionych na niwelację błędu poznawczego. 

Na szczęście, szła ona w parze z rozwojem technologii, które – mówiąc słowami polskiego naukowca Rafała Zapłaty – zmniejszyły rolę interpretacji badacza na rzecz (bardziej obiektywnej, oczywiście!) mechanicznej rejestracji. Ale o tym za chwilę! 

„Describe your illustrations, do not illustrate your descriptions”

Najsławniejszą, ba! ikoniczną wprost postacią tego formatywnego okresu archeologii oraz narodzin metod dokumentacji archeologicznej jako takich jest jednak angielski oficer Augustus Henry Lane Fox Pitt Rivers (1827–1900). 

Choć jego dokonania można by opisywać dziesiątkami przykładów, to jednak właśnie archeologii przysłużył się najbardziej. Dzisiaj bowiem znany jest przede wszystkim jako wielki badacz terenowy, muzealnik oraz innowator w zakresie dokumentacji polowej. 

– Dlaczego?

Większość swoich najsłynniejszych badań Pitt Rivers prowadził na własnych ziemiach w południowej Anglii, m.in. w Cranborne Chase. Stosował on przy tym szereg metod, które choć dziś wydają się oczywiste, to wówczas były po prostu przełomowe.

Starannie mierzył on i rysował wykopy, dokładnie mapował położenie każdego zabytku w miejscu jego odkrycia (in situ), zwracał szczególną uwagę na układ i kolejność warstw ziemi, zmiany w kolorze i strukturze gleby oraz relacje pomiędzy poszczególnymi obiektami. 

Dokumentował przy tym wszystkie swoje prace fotograficznie, utrwalając znaleziska jeszcze w ziemi, a następnie już po ich wydobyciu. Co istotne, nie koncentrował się jedynie na efektownych ozdobach. Katalogował wszystkie przedmioty, także te najdrobniejsze i pozornie bezwartościowe. Każdy z nich dodatkowo dokładnie mierzył, opisywał i szkicował, zawsze podając kontekst odkrycia. Co więcej, kierował się przy tym zasadą, że należy przede wszystkim rysować, a dopiero następnie rysunek ten opatrzyć komentarzem. Nigdy odwrotnie (patrz: powiedzenie zacytowane powyżej). Takie podejście sprawiło, że Pitt Rivers uznawany jest dziś za ojca archeologii naukowej – badacza, który nadał wykopaliskom systematyczność i prawdziwy naukowy rygor. 

Metody dokumentacji, które zaproponował Pitt Rivers, stały się później standardem. Nic jednak nie dzieje się samo z siebie. Potrzebny był do tego kolejny “ojciec” archeologii, wspomniany już wcześniej sir Mortimer Wheeler . Nie tylko utrzymał on owe metody, ale i sam wkrótce zasłynął z bardzo rygorystycznego podejścia do pracy badawczej (zwłaszcza wykopaliskowej) i wielu innowacji metodycznych oraz dokumentacyjnych (np. schematyczne rysunki profili opatrzone interpretacjami). 

Sprawdzone rozwiązania dokumentacyjne zaproponowane przez Pitt Riversa czy Wheelera utrwalały się przez kolejne lata. Na kolejne znaczące udoskonalenia w zakresie dokumentacji trzeba było jednak poczekać. Przyszły one bowiem dopiero z kolejną falą zrywu metodologicznego zwanego Nową Archeologią. Wśród nich pojawiła się m. in. zmora studentów – Macierz Harrisa. 

Sir Augustus Henry Lane Fox Pitt RiversDomena publiczna
Sir Augustus Henry Lane Fox Pitt Rivers
Domena publiczna

Macierz Edwarda Harrisa na drodze do teraźniejszości

Macierz Harrisa, z angielskiego Harris Matrix, to narzędzie służące w archeologii do graficznego przedstawiania kolejności warstw i obiektów na stanowisku archeologicznym, opracowane w 1973 r. przez nomen omen Edwarda C. Harrisa (1946 – ). W wielkim skrócie polega na tym, że każda warstwa (np. nasyp, wykop, mur) lub jednostka stratygraficzna jest oznaczana oddzielnym symbolem (lub bloczkiem). Symbole/bloczki łączy się liniami w taki sposób, aby pokazać chronologiczne następstwo występowania w myśl zasady, że element wyżej w diagramie powstał później, a element niżej jest starszy. Dzięki takiemu podejściu można odtworzyć historię powstawania i degradacji stanowiska od najstarszych warstw na dole po najmłodsze na górze. Proste, co nie? 

Niestety, tylko w teorii, o czym można przekonać się badając stanowiska wielofazowe i wielokulturowe, gdzie układ stratygraficzny potrafi spłatać badaczowi niejeden figiel. W każdym razie ten obrazowy, niezwykle uproszczony mechanizm dokumentacji, po raz kolejny pokazał jak ważna jest prosta i zrozumiała dokumentacja. Tak istotna w kontekście innowacji badawczych kolejnych lat, które wraz z postępującym dialogiem naukowym udowodniły, jak zróżnicowanym zagadnieniem jest przeszłość oraz jak (wciąż) nazbyt arbitralne i stronnicze są przyjęte przez archeologów metody badań czy interpretacji. 

Stąd też standardem i główną ideą współczesnej dokumentacji jest przede wszystkim to, by rejestrować całokształt, bez waloryzowania materii i jej elementów. Co oczywiście nie oznacza, że bardziej sugestywne „ilustracje” są zakazane. Grunt, by być we wszystkim koherentnym. 

Matrix Harrisa Copyrighted free use
Matrix Harrisa 
Copyrighted free use

Dokumentacja w archeologii
Jak więc widać, dokumentacja w archeologii wydaje się być dość ściśle zdeterminowana przedmiotem swoich badań, z jednej strony są to historycznie pierwsze „starożytności”, z drugiej – stanowiska archeologiczne. Ich rejestracji służy natomiast szereg metod, które jak już ustaliliśmy, zmieniały się i wciąż zmieniają się w czasie. Od kiedy jednak pewne pierwsze założenia odnoszące się do standardów dokumentacji zostały poczynione, nic nie zaburzyło wizji tego, jaką taka rejestracja informacji powinna mieć naturę. 

Jasno artykułuje to Rafał Zapłata, pisząc, że musi być ona „prosta, logiczna, zrozumiała, łatwa w użyciu, czytelna dla innych użytkowników, jak również powinna stwarzać możliwość generowania nowych informacji”. Musi przy tym spełniać najważniejsze kryterium – rejestrować zastaną rzeczywistość archeologiczną, czyli zebrać wszelkie informacje tyczące się badanego wycinka przeszłości, bez ich waloryzacji i selekcji. Realizacja tych w zasadzie wytycznych, może odbywać się na wiele sposobów, bowiem i sama natura przeszłości oraz jej reliktów potrafi być bardzo nieoczywista. Stąd też wiele metod, środków i tyle samo pomysłów oraz koncepcji towarzyszących pracom badawczym, czy zwykłym chęciom zachowania informacji o przeszłości w jak najpełniejszy sposób. 

Wykopaliska Schiaparellego – Gebelein, wzgórze południowe, wykopaliska w obrębie fortecy, 1910Domena publiczna 
Wykopaliska Schiaparellego – Gebelein, wzgórze południowe, wykopaliska w obrębie fortecy, 1910
Domena publiczna, źródło: Muzeum Egipskie w Turynie

Warto jednak podkreślić, że każde takie działanie odbywa się w dzisiejszym świecie (a przynajmniej powinno) wedle ścisłych standardów krajowych i międzynarodowych, opartych na dokumentach doktrynalnych, jak nazywa je wspomniany już badacz, aktach prawnych, przepisach, a także zasadach i zaleceniach konserwatorskich oraz archeologicznych. 

Warto również dodać, że dokumentacja taka podlega także i archiwizacji, a więc każdy jej przejaw powinien być utrwalony tak, by nie uległ degradacji czy destrukcji. Jest to szczególnie ważne zwłaszcza z perspektywy współczesnego rozwoju technologicznego, który przynajmniej od lat 70. ubiegłego wieku proponuje coraz to nowsze sposoby zapisu danych, wypychające sukcesywnie te starsze metody i techniki. Czy oznacza to, że klasyczna, analogowa jak byśmy ją nazwali, wersja papierowa jest już przestarzała? Ano niekoniecznie… 

 

O tym jednak w kolejnej części! 

Rysownik przy pracy. Copyright: Maria Lausz, Purrfect Illustrations, Drawing and digital documentation @purrfect_illustrations
Rysownik przy pracy. Copyright: Maria Lausz, Purrfect Illustrations, Drawing and digital documentation @purrfect_illustrations

Na podstawie: 

Chippindale, C. (2000) Capta and Data: On the True Nature of Archaeological Information, American Antiquity, 65(4),  605–612. https://doi.org/10.2307/2694418.

Dorrell, P.G. (1994) The early days of archaeological photography. In: Photography in Archaeology and Conservation. Cambridge Manuals in Archaeology. Cambridge: Cambridge University Press,  1–7.

Huvila, I., Börjesson, L. & Sköld, O. (2022) Archaeological information-making activities according to field reports, Library & Information Science Research, 44(3), 101171. https://doi.org/10.1016/j.lisr.2022.101171.

Kobyliński, Z. (1999) Siedemdziesiąt lat archeologii lotniczej w Polsce. Światowit 1(42)/Fasc. B, 112-122.

Lucas, G. (2019) Writing the Past: Knowledge and Literary Production in Archaeology. 1st ed. London: Routledge.

Morgan, C. & Wright, H. (2018) Pencils and Pixels: Drawing and Digital Media in Archaeological Field Recording, Journal of Field Archaeology, [online] Available at: https://doi.org/10.1080/00934690.2018.1428488.

Moser, S. (2014) Making Expert Knowledge through the Image: Connections between Antiquarian and Early Modern Scientific Illustration, Isis, 105(1), 58–99. https://doi.org/10.1086/675551.

Rekowska, M. & Nowakowski, W. (2019) The power of image or how the art of photography changed early archaeology. In: 10.31338/uw.9788323541714, 599–618.

Sobkowiak-Tabaka, I. (2024) Zasady dokumentacji kamiennych zabytków archeologicznych. In: J. Wrzosek (ed.) Methodica, Warszawa.

Zapłata, R. (2012) Dokumentacja w archeologii. In: Tabaczyński, S., Marciniak, A., Cyngot, D. & Zalewska, A. (eds.) Przeszłość społeczna. Próba konceptualizacji. Poznań: Wydawnictwo Poznańskie, 480–499.

Na zdjęciach: Maria Lausz z @purrfect_illustrations, która ukończyła studia magisterskie na Wydziale Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego i aktualnie specjalizuje się w rysunku oraz cyfrowej dokumentacji archeologicznej. Zajmuje się przy tym różnorodnymi znaleziskami archeologicznymi, takimi jak ceramika, narzędzia kamienne, krzemienie czy detale architektoniczne. Brała udział w licznych projektach badawczych w rejonie Morza Śródziemnego (Novae w Bułgarii, Nea Pafos na Cyprze, Sikait w Egipcie) oraz na Bliskim Wschodzie (Akkar w Libanie, Khirbet edh-Dharih w Jordanii) i w Zatoce Perskiej (Siniya i Jumeirah w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Dadan i Thaj w Arabii Saudyjskiej). Jej rysunki ukazują się w międzynarodowych czasopismach naukowych, takich jak American Journal of Archaeology, Arabian Archaeology and Epigraphy czy Polish Archaeology in the Mediterranean.

 

Autor: A.C. 

Redakcja: J.C. 

Rozpowszechniaj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *