Dlaczego wikingowie organizowali swoje wyprawy? Powód mąci w głowie

Sir Ridley Scott to reżyser z wizją. W swojej pracy bardzo często odwołuje się do źródeł historycznych, do których podchodzi z prawdziwą postmodernistyczną dozą rozsądku, za co jest często krytykowany przez literalnych w swoich opiniach historyków. Nie szczędzi im również w odpowiedziach, z których jedna swego czasu cieszyła się sporym zainteresowaniem. Chodzi mianowicie o scenę z najnowszego filmu Scotta „Napoleon”, w której tytułowy bohater nie tylko (wbrew powszechnej wiedzy) toczy bitwę wprost pod piramidami, ale dodatkowo (o zgrozo!) w nie strzela. Scena, jak możemy zgadnąć, nie spodobała się żadnemu merytorycznie przygotowanemu przedstawicielowi nauk historycznych, zwłaszcza wyczulonym na tym punkcie Francuzom. Na liczne słowa krytyki, Scott odpowiedział w iście brytyjskim stylu (delikatnie mówiąc), zaczynając zdanie od tekstu w stylu a k*ka byłeś tam!?”. Nie wchodząc jednak w historyczną dyskusję nad tym zagadnieniem ani kinematograficzną debatę nad dziełami Scotta, zwróćmy uwagę na podejście reżysera, który w filmach nie skupia się wyłącznie na odtwarzaniu wydarzeń, ale również niejako na pogłębionym studium zachowań biorących w nich udział bohaterów. Taka analityczna optyka, pozwala Scottowi na przemycenie wielu wzbudzających refleksję humanistyczną wątków, wśród których jeden wydaje się być szczególnie interesującym. Zwłaszcza w świetle najnowszych wyników badań genetycznych przeprowadzonych na próbie 442 osobników z epoki wikingów. Rezultaty analiz próbek pozyskanych z terytorium Skandynawii, ale również takich pochodzących od zmarłych pochowanych w innych częściach wikińskiego świata, dowiodły, że czasy słynnych wojowników wyglądały zupełnie inaczej niż do tej pory sądzono. Bo czy na kanwie dzisiejszej popkultury, można wyobrazić sobie wikinga z kruczoczarnymi włosami? Naszą uwagę zwróciły jednak inne aspekty wypraw wikińskich poruszone przez autorów badań opublikowanych w Nature. 

*Parafraza dokonana przez redakcję. 

Zawód: Wiking

Od długiego już czasu pojawiają się różnego rodzaju dane, które dowodzą, że termin „wiking” nie odnosił się bynajmniej do przedstawiciela konkretnego etnosu, ale raczej do specyficznej aktywności pobudzającej wystrzał adrenaliny oraz napełniającej przysłowiowe kieszenie (czyt. grabież, handel, piractwo, osadnictwo i inne takie). Najnowsze badania opublikowane niedawno w czasopiśmie Nature rzucają światło na to zjawisko kulturowo-społeczne, nie tylko wzbogacając naszą wiedzę o okresie wikińskim, ale o samych jego nominalnych reprezentantach. Przez ponad 10 lat badacze pod wodzą Eske Willersleva z Uniwersytetu w Cambridge oraz Uniwersytetu w Kopenhadze zbierali próbki z pochówków datowanych na okres 750-1050 n.e. ze Skandynawii i uzupełniali je o kolejne pobierane od osobników żyjących nieco wcześniej i później, pochowany w innych zakątkach Europy, czy nawet takich daleko oddalonych od epicentrum wydarzeń wikińskiego świata. Materiały do badań udało się pozyskać między innymi z Włoch, terenów Ukrainy czy tak odległych obszarów jak Grenlandia. Wyniki badań wprawiły autorów w prawdziwą konsternację. Analizy wykazały bowiem, że wikingowie posiadali na przykład czarne włosy! Co w zasadzie stoi w zupełnej sprzeczności z popkulturowym wizerunkiem blondwłosego Wikinga o sprężystych (lub nie) falach, lansowanego w ostatnich latach przez takie superprodukcje jak serial „Wikingowie” czy ostatni głośny film z jednym z synów Stellana Skarsgårda, „Wiking”. Co ważniejsze, badania potwierdziły wcześniejsze przypuszczenia, jakoby bycie owym „wikingiem” było faktycznie raczej kwestią wyboru takiej ścieżki „zawodowej”, aniżeli wynikiem dziedziczenia czy przynależności do jakiejś konkretnej grupy etnicznej.

Przedstawienie drakkara z Tkaniny z Bayeux
© Urban, na licencji CC BY-SA 3.0

Wikingiem nie po kądzieli? Ani po mieczu?

Najnowsze badania rzuciły sporo światła na zjawiska okresu wikingów. Jak to jednak zwykle bywa, pozostawiły znaczny niedosyt, w postaci, chociażby wciąż nierozwikłanej zagadki wikińskich osad Nowego Świata czy obecności wikingów w dalszych częściach Europy Wschodniej. Pokazały również, że przebadani „wikingowie” nie są wcale spadkobiercami tradycji rodzimych skandynawskich społeczności, a konglomeratu, w którym spory udział miały społeczności napływające do Skandynawii z południa i wschodu przynajmniej od wczesnej epoki żelaza. Co jednak bardziej interesujące, wskazały na wielowątkowość pobudek, którymi kierowali się przedstawiciele tego, jakby to teraz ująć, „fachu”. 

Ilustracja autorstwa Hélène Adeline Guerberz z 1909 roku z książki “Myths of the Norsemen from the Eddas and Sagas”
Domena publiczna

Zagadkowa ekspansja, czyli rozprzestrzenienie 

Zjawiska „okresu wikińskiego” uważane są przez badaczy za jedne z fundamentów zrozumienia funkcjonowania dzisiejszej Europy i kulturowo związanego z nią świata. Uważają bowiem, że skutki działań podejmowanych przez aktualnych ulubieńców przemysłu filmowego, miały ogromne znaczenie dla rozwoju całego kontynentu we wczesnym średniowieczu. Wikingowie byli wybitnymi żeglarzami, zmyślnymi handlarzami, zdeterminowanymi wojownikami, odważnymi eksploratorami i… świetnymi osadnikami. Powodów tak skutecznego oraz dynamicznego ich rozprzestrzenienia się, czy w ogóle samej genezy tego zjawiska, nazywanego czasem epoką czy nawet erą wikingów, jest wiele. 

Profesor James H. Barret z Departamentu Archeologii Uniwersytetu Cambridge w jednym z artykułów opublikowanych na łamach prestiżowego czasopisma Antiquity wymienia między innymi czynniki technologiczne, środowiskowe, ekonomiczne, polityczne i ideologiczne. Podkreśla jednak przy tym niezliczoną ilość scenariuszy, które mogły doprowadzić do narodzin i ekspansji tej osławionej dzisiaj ery. Rozważając po kolei każdy z nich, dochodzi wszak do wniosku, że skandynawska diaspora nie była raczej efektem determinizmu technologicznego, klimatycznego czy ekonomicznego. Nie wynikała też w jego mniemaniu z “przeludnienia” ani pokusy żerowania na słabych sąsiadach (w tym okresie wręcz przeciwnie – większość z nich była nader bogata i bardzo silna). W jego opinii problem tkwił w… „nadwyżkach” młodych mężczyzn!

It’s a MEN’s world?

W niektórych społeczeństwach dostrzegalne są czasami wyraźne dysproporcje między przedstawicielami płci, które wynikają np. z czynników kulturowych, w tym selektywnego dzieciobójstwa. Owe „nadwyżki” – o ile w pojedynczych sytuacjach społeczno-ekonomicznych niewątpliwie (no przecież…) zrozumiałe – w pozostałych problematyczne. Zwłaszcza w kontekście mężczyzn. No bo znajdź tu Pani/Panie wszystkim tym młodzieńcom żonę… Nie wspomnieć już o zorganizowaniu kapitału zakładowego czy poduszki finansowej, coby każdy sobie i chatę zbudował, i gospodarstwo założył. No problem, ot co. 

”Nadwyżka” bierze więc sprawy w swoje ręce i wyrusza na poszukiwania środków realizacji owych, dość pragmatycznych jakby nie było, celów. Do naładowanych testosteronem i marzeniami młodziaków dołączają niedoszli wodzowie, posłowie i wygnańcy – ludzie poszukujący sławy lub bogactwa, które pozwoli im zwyciężyć (lub przetrwać) wobec rosnącej konkurencji ról społecznych w Skandynawii. W połączeniu z silnym, romantycznym wręcz przywiązaniem do wartości takich jak honor oraz wynikającego z wiary fatalizmu, rozprzestrzenienie się wikingów na świecie między VIII a XI wiekiem naszej ery było wprost przesądzone.

Obraz autorstwa Frank Dicksee z roku 1873 pt. “Vikings Heading for Land”
Domena publiczna

„Ktoś, kto we Francji nie miał domu, tam [dop. redakcji w Ziemi Świętej] włada całym miastem.” – Godfryd z Ibelinu

Niejednego czytelnika może zdziwić zatem zaproponowane powyżej tło inauguracji legendarnych najazdów wikińskich. Bo czy nie bardziej racjonalne byłyby raczej pragmatyczne czynniki ekonomiczne związane z napadaniem na prężnie rozwijające się ośrodki urbanistyczne i czystym handlem? Lub atrakcyjniejsze: zmiany środowiskowe oraz dość “klasyczne” przeludnienie? 

Najnowsze wyniki badań wydają się mimo to potwierdzać niejako propozycję profesora Barreta. Zwłaszcza (dość przewrotnie), jeżeli wziąć pod uwagę duży udział brytyjskich kobiet pochowanych w typowych wikińskich grobach w Skandynawii. Również i cele pierwszych najazdów wikińskich zdają się wspierać hipotezę badacza odnośnie początkowych motywów, które napędzały biznes zwany „wyprawą” – a to na skarby brytyjskich, a to na irlandzkich, i do pewnego stopnia frankijskich monasterów. Układając zatem każdy kolejny puzzel, otrzymujemy coraz bardziej „romantyczny” obraz tej sławnej, a przy tym dramatycznej epoki.

Przy takiej konkluzji rodzi się również pytanie odnośnie tego, jak wiele jeszcze zjawisk zostało wywołanych właśnie taką nieprzemożoną wolą walki (tutaj w sensie dosłownym) o dobry byt. 

W tym miejscu zastosować należy klamrę i przywołać kolejny motyw historyczny wykorzystany przez Sir Ridleya Scotta. Tym razem w filmie „Królestwo niebieskie”. W produkcji tej sławny rycerz Godfryd z Ibelinu przekonuje na różne sposoby swojego nieślubnego syna do udziału w wyprawach krzyżowych. Powołuje się on przede wszystkim na liczne benefity płynące z takiego angażu. Stosując pewien eksperyment myślowy, można tylko mniemać, czy i w sieniach biednych wiejskich domostw należących do mieszkańców zachodniej Norwegii, wśród których dopatruje się wczesnośredniowiecznych protoplastów pierwszych wikingów, nie padały podobne, motywujące hasła. Miejmy nadzieję, że przyszłe lata badań dostarczą jeszcze więcej danych w tym zakresie. 

Zakończenie

Na koniec warto zastanowić się nad wartością filmów i innych przejawów artystycznej ekspresji w toczącej się dzisiaj debacie naukowej – zarówno w zakresie globalnego zainteresowania i rozumienia dziejów przeszłości, jak i z powodu impulsów do dyskusji, które takie ekspresje mogą wywołać. Najlepszym tego przykładem jest przywołana właśnie we wprowadzeniu scena z filmu „Napoleon”, która wywołała ciekawą wymianę zdań pomiędzy Sir Ridleyem Scottem oraz francuskim historykiem. Bez względu na merytoryczną warstwę tej “dyskusji”, warto podjąć rękawice filmowca i zadać pytania pokrewne: jakich sytuacji w źródłach archeologicznych faktycznie nam brakuje? Albo: jakich sytuacji nie znajdziemy na kartach naszej globalnej historii?

Wniosek jest jeden: tylko pluralizm perspektyw może zapewnić nam koherentne zrozumienie przeszłości. 

 

Artykuł ten można bezpłatnie przedrukować, z ilustracjami, z podaniem źródła

 

Na podstawie:

Barret, J.H., 2008. What caused the Viking Age? Antiquity 82, 671–685. doi:10.1017/S0003598X00097301

Margaryan, A., Lawson, D.J., Sikora, M. et al, 2020. Population genomics of the Viking world. Nature 585, 390–396. https://doi.org/10.1038/s41586-020-2688-8

 

Autorka: Aleksandra Cetwińska

Redakcja A.B.

Okładka: Obraz autorstwa Frank Dicksee z roku 1873 pt. “Vikings Heading for Land”Domena publiczna, ed. K.K.

Rozpowszechniaj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *