Wielu osobom jezioro Śniardwy kojarzy się przede wszystkim z największym zbiornikiem słodkowodnym w Polsce oraz wypoczynkiem na jachcie czy na plaży. Piękne okoliczności przyrody i czysta woda wydają się wprost stworzone do relaksu. Z drugiej strony jezioro wykorzystywano od dawna również w celach transportowych, a nad jego brzegami od tysięcy lat zamieszkiwali ludzie. Archeolodzy jednak nie penetrowali dotychczas wód tego jeziora. Czy kryją one jakieś tajemnice? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy cofnąć się w czasie o ponad 80 lat. Wówczas w tej okolicy wydarzyła się niezwykle ciekawa historia – prolog opowieści, w której pojawia się mała zapinka z wielkiej wody.
Niezwykłe odkrycie w jeziorze
Rzecz zaczęła się zupełnie niewinnie. W marcu 1938 roku Hans-Gerd Sablewski, chłopiec mieszkający w gospodarstwie niedaleko miejscowości Zdory (dawniej Sdorren) nad Śniardwami (dawniej Spirding-See) wybrał się z rodzeństwem na sanki. W tym okresie tafla jeziora w dużej części wciąż pokryta była krą (wiosenne odwilże powodują pękanie pokrywy lodowej). Przygnane przez silny wiatr tafle spiętrzyły się przy brzegu i utworzyły tak zwane torosy (lodowe tsunami). Zjawisko to, przypominające „lodowy żagiel”, występuje w tej okolicy po dziś dzień, a nawarstwione kry mogą osiągać imponującą grubość nawet trzech metrów. Podczas zabawy chłopiec wszedł na lód i wtedy dostrzegł przedmiot leżący na dnie jeziora, wyrwany z piaszczysto-kamienistego podłoża przez lód. Był to wykonany z żelaza grot broni drzewcowej.
Dalsze losy zabytku są dość dobrze znane. Grotem zainteresowali się badacze z Prussia-Museum w ówczesnym Królewcu, instytucji dysponującej największą przedwojenną kolekcją zabytków archeologicznych z terenu Prus Wschodnich. Został on włączony do zbiorów, znalazcy zaś przekazano wyrazy wdzięczności. Rola chłopca w całym wydarzeniu okazała się nieoceniona, nie tylko bowiem odkrył on cenny zabytek, ale także szczegółowo opisał w sprawozdaniu okoliczności znalezienia grotu. Współcześnie pozwoliło to na podjęcie próby ustalenia pierwotnej lokalizacji artefaktu, tym bardziej że zachował się szkicowy plan z tamtych czasów, na którym precyzyjnie je naniesiono. Oba dokumenty, wraz z korespondencją dotyczącą odkrycia, były przechowywane w archiwum królewieckiego muzeum. Wojna sprawiła, że ogromna część kolekcji przepadła, lecz pewna jej partia ocalała. Po wieloetapowej „podróży” trafiła do Berlina (ponadto istotną część odnaleziono w latach dziewięćdziesiątych XX wieku w Kaliningradzie, niewielki fragment znajduje się w Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, a ułamek odkryto w ruinach loży masońskiej Pod Trzema Koronami w Kaliningradzie, ale losy mnóstwa zabytków pozostają nieznane). Traf sprawił, że w jednej ze skrzyń z zabytkami, które ostatecznie znalazły się w Berlinie, znajdował się wspomniany grot (można go datować na okres wędrówek ludów), a zachowała się też cała wspomniana dokumentacja. Historia – zdawałoby się, że całkowicie już zapomniana – mogła ożyć na nowo.
Podwodna weryfikacja jeziora Śniardwy
Powyższy opis stanowi jedynie prolog do dalszej historii, napisanej już przez współczesnych badaczy. Latem 2021 roku grupa pracowników i studentów Wydziału Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego wyruszyła nad jezioro Śniardwy z zamiarem przeprowadzenia weryfikacji archeologicznej w okolicy, w której został odkryty grot. Było to związane z projektem pod nazwą Podwodne badania weryfikacyjne w południowej części jeziora Śniardwy, realizowanym przez studenckie Koło Naukowe Archeologii Podwodnej, działające przy Wydziale Archeologii, a dofinansowanym przez Radę Konsultacyjną do spraw Studenckiego Ruchu Naukowego.
Pierwszym sukcesem było odkrycie, że dane pochodzące z przedwojennych dokumentów są zadziwiająco dokładne. Dzięki szkicowemu planowi z lat trzydziestych udało się odnaleźć właściwe miejsce z dokładnością do kilkunastu metrów, co – przy braku GPS czy nawet prostych urządzeń geodezyjnych w czasach odkrycia – wskazuje na wielką staranność osoby sporządzającej plan. W wodzie okazało się, że w sąsiedztwie oryginalnego położenia grotu znajduje się naturalny kamienny bruk, co potwierdza relację znalazcy. W dalszej kolejności przeprowadzono szczegółowe poszukiwania oraz zebrano dane do przygotowania planu batymetrycznego stanowiska (z użyciem sonaru). W rejonie bruku rozłożono na dnie magistralę – oś do pomiarów i poszukiwań – zaś między nią a brzegiem rozciągnięto linę poręczową, sukcesywnie przesuwaną, wzdłuż której płetwonurkowie prowadzili rozpoznanie z detektorami metali. Takie działania pozwoliły na prowadzenie systematycznych poszukiwań, zgodnych z metodyką badań podwodnych. Czas zaplanowany na weryfikację powierzchni dna jeziora nie był długi, a dodatkowo znacznie skróciło go gwałtowne załamanie pogody. Mimo to udało się odnaleźć kolejny zabytek, który rzuca nowe światło na całą sprawę. Jest to wykonana ze stopu miedzi zapinka zdobiona pierścieniami z nacinanego drutu na kabłąku i nóżce. Podobne ozdoby charakterystyczne były dla ludności grupy olsztyńskiej, zamieszkującej obszar Pojezierza Mazurskiego w okresie wędrówek ludów (V–VII wiek).
Mała zapinka z wielkiej wody
Już sama zapinka stanowi interesujący zabytek (jest to pierwsze odkrycie fibuli bałtyjskiej w środowisku wodnym!), jednak jeszcze istotniejszy jest archeologiczny kontekst znaleziska. Fibulę odkryto w bezpośrednim sąsiedztwie domniemanego miejsca odnalezienia grotu, mniej więcej 30 metrów od brzegu, na głębokości około 80 cm. Zbliżona chronologia obu zabytków pozwala dodatkowo wykluczyć, że znalazły się one w wodzie przypadkowo. Można za to pokusić się o przypuszczenie, że mamy do czynienia ze stanowiskiem o charakterze ofiarnym – miejscem, w którym w wodach jeziora przez dłuższy okres składano w ofierze różne przedmioty (broń, narzędzia, elementy ubioru). Tego rodzaju stanowiska archeologiczne znane są z północnej Europy okresów: przedrzymskiego, rzymskiego i wędrówek ludów. Niedawno udokumentowano ich istnienie także na ziemiach polskich (między innymi jezioro Lubanowo w północno-zachodniej Polsce oraz dawne jezioro Nidajno na Mazurach). W okresie wędrówek ludów podobne miejsca pojawiły się na Litwie, Łotwie i w Estonii. Tego rodzaju stanowiska są bardzo słabo rozpoznane na ziemiach polskich, a w przypadku grupy olsztyńskiej – nie były znane w ogóle. Tegoroczne odkrycie ze Śniardw nie tylko skłania do kontynuacji badań, ale także daje nadzieję na kolejne odkrycia w innych jeziorach mazurskich. Krótko mówiąc: wszystko przed nami!
Artykuł ten można bezpłatnie przedrukować, ze zdjęciami, z podaniem źródła.
Autorzy:
Bartosz Kontny – dziekan Wydziału Archeologii UW, zajmujący się okresami przedrzymskim, rzymskim i wędrówek ludów, szczególnie problematyką uzbrojenia, ale również archeologią podwodną, wrakami i dawnym szkutnictwem. Autor blisko 150 prac naukowych, m.in. książki “Archeologia wojny. Studia nad uzbrojeniem barbarzyńskiej Europy okresu wpływów rzymskich i wędrówek ludów” (Napoleon V, 2019).
O znaleziskach dr hab. Bartosza Kontnego, prof. ucz., ze stanowiska ofiarnego w Lubanowie, można przeczytać między innymi w naszym poście dotyczącym Unikatowej Dłubanki oraz artykule naukowym w czasopiśmie Wydziału Archeologii UW „Archaeology: Just Add Water” oraz w magazynie Divers 24.
Agata Grzędzielska – studentka archeologii na Uniwersytecie Warszawskim. Główne zainteresowania to archeologia bałtyjska ze szczególnym uwzględnieniem okresu wpływów rzymskich oraz okresu wędrówek ludów na Pojezierzu Mazurskim.
„jednak jeszcze istotniejszy jest archeologiczny kontekst znaleziska. Fibulę odkryto w bezpośrednim sąsiedztwie domniemanego miejsca odnalezienia grotu, (…) Zbliżona chronologia obu zabytków pozwala dodatkowo wykluczyć, że znalazły się one w wodzie przypadkowo” na jakiej podstawie? jakie są na to dowody? oprócz oczywiście wymyślonej historii przez archeologa?
„Można za to pokusić się o przypuszczenie, że mamy do czynienia ze stanowiskiem o charakterze ofiarnym – miejscem, w którym w wodach jeziora przez dłuższy okres składano w ofierze różne przedmioty (broń, narzędzia, elementy ubioru)”
jeżeli na podstawie znalezionego grotu kiedyś w przeszłości i połowy fibuli archeolog zakłada, że miejsce jest to miejscem składania darów wotywnych – to z całym szacunkiem ale chyba nieźle odleciał… kiedy wy archeolodzy zajmiecie się faktami i tym co można rzeczywiście ustalić z kontekstu i na podstawie znalezionych przedmiotów? kiedy przestaniecie wymyślać legendy i przypuszczenia, publikować je i zgarniać granty na wasze kolejne „pseudo badania” nie oparte na faktach ale na bajdurzeniu i teoretyzowaniu?
Dla czego wy do każdego nawet najbardziej pospolitego przedmiotu dorabiacie teorię nie po partą żadnymi faktami?