Problemów, z którymi ścierają się muzealnicy jest tak samo wiele co źródeł pochodzących (nie tylko) z wykopalisk archeologicznych. W końcu gdzieś trzeba przechowywać te zabytki, które odkrywane są niemalże codziennie w trakcie prac terenowych prowadzonych przez archeologów. Problem braku przestrzeni magazynowej jest znany wszystkim osobom związanym z materialnym dziedzictwem ludzkości. Ostatecznie trudno uznać, że n-te naczynie ceramiczne lub szklana fiolka z XIX wieku nie jest godna trafić na półkę w przepełnionym magazynie, tuż obok złotej zapinki z okresu wędrówek ludów lub przepięknej terra sigillata z kurhanu książęcego. Z długiej listy problemów w zbiorach muzealnych można przytoczyć choćby szereg zabytków, które pozbawione są kontekstu archeologicznego czy rosnący spis zaginionych arcydzieł, spośród których przynajmniej część znajduje się w kolekcjach prywatnych. Gdyby tego było mało, to problemy nie kończą się tylko w skali makro. Badacze z Uniwersytetu w Idaho w wyniku trwającego 15 lat projektu poddali analizie składu chemicznego zbiory z kilku amerykańskich jednostek muzealnych. Wyniki tych analiz wskazały, że zagrożenie dla zdrowia muzealników może ukrywać się niemalże za każdym numerem inwentarzowym.
W amerykańskim magazynie muzealnym
Jak to często bywa w nauce, do pewnych przełomowych odkryć dochodzi się przypadkiem. Dzisiejszy tekst może nie będzie traktował o rewolucyjnych badaniach, które zmienią to, w jaki sposób patrzymy na przeszłość naszego gatunku. Jednakże trwający 15 lat projekt będący współpracą między archeologiem a chemikiem analitycznym wskazał na problem, z którym borykają się osoby pracujące w muzeach. Głównym celem tej inicjatywy była realizacja praktyk dla studentów chemii, którzy w ich ramach mieli okazję przebadać skład chemiczny szeregu zabytków datowanych na XIX wiek, takich jak butelki szklane, słoiki, czy odpady produkcyjne z zakładów rzemieślniczych. Może nie są to najbardziej zachwycające zabytki, ale stanowią one znaczną część wielu kolekcji muzealnych w Stanach Zjednoczonych.
Warto tutaj przytoczyć naszym czytelnikom kwestię zabytków archeologicznych datowanych na okres prekolumbijski. Zgodnie z prawem NAGPRA wprowadzonym w życie 16 listopada 1990. Przepis ten reguluje i wpływa w znacznym stopniu na pracę terenową archeologów w Stanach Zjednoczonych. W przypadku ośrodków posiadających w swoich zbiorach zabytki datowane na okres przed kolonizacją, NAGPRA nakazuje przekazanie artefaktów do rdzennych społeczności zamieszkujących Stany Zjednoczone, które określane są w amerykańskim prawodawstwie jako Federally recognized tribes. Przepisy te szczególnie nakazują zwrot szczątków ludzkich rdzennych Amerykanów, gdyż szereg instytucji wciąż posiada je w swoich zbiorach. Ten wątpliwy etycznie proceder jest głęboko zakorzeniony w XIX wieku i jest efektem procesu podboju ziem rdzennych Amerykanów przez galopujące w kierunku Oceanu Spokojnego w imię Manifest Destiny niepodległe Stany Zjednoczone.
Problem nie wynika tylko z kwestii traktowania szczątków ludzkich jako obiektu muzealnego. W wierzeniach rdzennych społeczności Ameryki Północnej, ciało zmarłego jest święte i nie może być naruszane po formalnym pochówku. Członkowie plemion wskazują na bardzo silny związek fizycznych pozostałości ich przodków z ziemią, która do nich należała. Wieczny i nienaruszony odpoczynek ich protoplastów zapewniać ma pomyślność, urodzaj i pokój. Naruszenie grobu i wydobycie kości zmarłego zaburza ten porządek. Wyrządzonych w ten sposób szkód nie da się już naprawić. Nakazany przez prawo zwrot szczątków i zabytków jest jedynie symbolicznym ekwiwalentem i naprawą wyrządzonych przed laty szkód, a symboliczny wtórny pochówek szczątków ich przodków jest gorzkim zadośćuczynieniem ze strony współcześnie żyjących potomków kolonizatorów europejskich. Niestety proces zwrotu zgodnie z prawem NAGPRA mimo upływu ponad 30 lat wciąż nie jest w pełni egzekwowany. Wiele problemów nastręcza stwierdzenie tego, do którego z Federally recognized tribes konkretny artefakt powinien trafić. Co więcej, część zabytków związanych z rdzennymi Amerykanami znajduje się w europejskich muzeach. Przykładem takiej patowej sytuacji, jest chociażby spór między członkami społeczności Lakotów opierając się na NAGPRA ze szkockim muzeum Kelvingrove Art Gallery and Museum. Oliwy do ognia dolewa fakt, że artefakty, o które toczy się batalia związane są z jednym z najbardziej tragicznych wydarzeń w historii nie tylko Lakotów, ale również i innych plemion rdzennych, czyli Masakra nad Wounded Knee.
Uwaga: zagrożenie chemiczne
Prawo NAGPRA nie reguluje natomiast materialnych wytworów powstałych przez kolonizatorów. W efekcie, w zbiorach muzealnych w Stanach Zjednoczonych znajduje się wiele XIX- i XX-wiecznych przedmiotów codziennego użytku, które mogły zostać wykorzystane we wspomnianym na wstępie projekcie Uniwersytetu w Idaho. Przez 15 lat 36 studentów chemii analitycznej przeanalizowało ponad 500 zabytków muzealnych. Spośród nich 6% stanowiły bezpośrednie i poważne zagrożenie dla zdrowia osób, które mogły mieć z nimi styczność. Ryzykowne dla zdrowia mogło być zarówno wdychanie jak i samo dotykanie materiałów. Największy problem wynika z tego, że niemożliwe jest stwierdzenie gołym okiem tego, który z zabytków w zbiorach należy do tego 6% grona. Poza substancjami szkodliwymi i toksycznymi stwierdzono także kilka zabytków o zaskakującej i niesmacznej zawartości.
Rtęć hitem lata 1854
O toksyczności rtęci nie trzeba nikomu przypominać. Pomimo tego, że te szkodliwe właściwości znane są od połowy XIX wieku, to była ona wykorzystywana do produkcji leków i kosmetyków aż do pierwszych dekad XX wieku. Do tych celów najczęściej wykorzystywany był kalomel, czyli chlorek rtęci, który w epoce wiktoriańskiej był traktowany jako swoiste panaceum – jako składnik leku mogło wyleczyć wszystko, począwszy od bólu głowy na raku kończąc. W branży beauty kalomel był jednym ze składników między innymi kremów do skóry twarzy takich jak Gouraud’s Oriental Cream. Miał on nadawać skórze perlisty blask i usuwać wszelkie niechciane przebarwienia. Sam kalomel nie jest aż tak toksyczny jak inne związki rtęci. Niemniej jednak kontakt z nim, a zwłaszcza połknięcie, może prowadzić do śmiertelnie groźnego zatrucia rtęcią, którego ofiarami padło wielu użytkowników kremów i leków zawierających wszelakie związki rtęci. Dzięki analizom studentów z Uniwersytetu w Idaho wiemy, że szkodliwa dla zdrowia zawartość kalomelu może utrzymać się na zabytkowych fiolkach przez ponad dwieście lat…
Kolejnym związkiem rtęci, który wykorzystywany był w tradycyjnej medycynie chińskiej jest cynober, zdecydowanie bardziej toksyczny niż opisany wcześniej kalomel.ego toksyczność jest ograniczona jednakże przez niską rozpuszczalność w kwasie żołądkowym. Mimo to, wdychanie cynobru może doprowadzić do poważnych konsekwencji zdrowotnych. Związek ten nie był wykorzystywany tylko i wyłącznie w medycynie. Jego właściwości wizualne sprawiły, że pokrywano nim na przykład ciała zmarłych w dawnych społecznościach na całym świecie. Pisaliśmy o tym choćby w przypadku pochówków z Castillo de Huarmey. Zagrożenie chemiczne może zatem czyhać na archeologów także w terenie…
Trutka na archeologów (?)
Fosfor jest kolejnym popularnym związkiem chemicznym, który może stanowić zagrożenie dla zdrowia osób mających kontakt z dawną kulturą materialną. Szereg związków fosforu wykorzystywana jako kluczowy składnik trutki na gryzonie i insekty. W przeszłości najczęściej do tych celów wykorzystywano fosforowodór. Wszelakie związku fosforu były także wykorzystywane w medycynie na przełomie XIX i XX wieku, czyli w okresie, który czasem określany jest terminem ‘eksperymentalnej’ lub ‘patentowej medycyny’…
Innym popularnym związkiem chemicznym wykorzystywanym w celu redukcji liczebności niechcianych zwierzęcych współlokatorów był arszenik. Firma Kellogg, która współcześnie bardziej kojarzy się z produkcją słodkich przekąsek i płatków śniadaniowych, do lat dwudziestych XX wieku produkowała także trutkę na mrówki zawierającą ten związek chemiczny, Kellogg’s także w przypadku tego produktu nie omieszkali zastosować swoich cukierniczych nawyków. Słodycz arszenikowego wyrobu, choć miała skusić mrówki, przyciągała niestety również uwagę dzieci. Ten produkt został szybko wycofany ze sprzedaży po tym, jak dwójka młodocianych amatorów słodyczy zatruła się nim. Co ciekawe, nazwa marki Kellogg pojawiała się także często w początkach XX wieku na salach sądowych.. Z racji swojej słodkości, trutka arszenikowa tej firmy była wielokrotnie wykorzystywana w morderstwach. Być może zemsta smakowała wówczas najlepiej na słodko…
Kto by się spodziewał…
Spośród 500 zabytków przebadanych w trakcie projektu jedno z najbardziej kuriozalnych odkryć na pewno związane jest z butelką whiskey Iler’s Malt, znajdującej się w zbiorach Burke Museum of Natural History and Culture w Seattle. W zaplombowanej butelce znajdowała się ciecz o specyficznym dla tego alkoholu kolorze. Po pobraniu jej do analizy okazało się, że nie jest to sezonowany trunek, a… ludzki mocz. Butelka oczywiście oryginalnie zawierała whiskey Iler’s, jednakże po jej opróżnieniu zyskała nową, wtórną funkcję…
W tym ostatnim opowiedzianym przypadku nie mamy do czynienia ze śmiertelnym zagrożeniem dla życia, a jedynie z mocno niechcianym ryzykiem kontaktu z odrażającą dość substancją organiczną. Niemniej, wnioski płynące z tego projektu wskazują na niebezpieczeństwo, na jakie narażeni są muzealnicy. Samo przechowywanie, utrzymywanie i konserwacja licznych typów zabytków stanowi niebagatelne wyzwanie w przepastnych magazynach muzealnych. Nawet mimo najbardziej skrupulatnych starań, pracownicy narażeni są na kontakt z grzybami, których wdychanie bez zabezpieczenia w niewietrzonych pomieszczeniach stanowi zagrożenie dla dróg oddechowych. Strach nawet pomyśleć o tym, że w zbiorach muzealnych czyhają kolejne chemiczne substancje o niebagatelnych dla zdrowia skutkach kontaktu. W końcu nie każdy przedmiot będzie miał zachowaną etykietkę, lub tłoczony napis UWAGA: TRUCIZNA. Z drugiej strony, trudno sobie wyobrazić, że każdy z tysięcy zabytków we wszystkich jednostkach muzealnych zostanie teraz poddany analizom fizykochemicznym w celu określenia stopnia zagrożenia dla zdrowia pracowników. Byłoby to niezwykle pracochłonne i kosztowne. Możliwe jest jednakże wprowadzenie działań zapobiegawczych. Jednym z najprostszych jest stworzenie listy przedmiotów, które według wiedzy eksperckiej muzealników mogą stanowić potencjalnie najbardziej oczywiste zagrożenie zdrowotne w związku ze swoją potencjalną zawartością. Kolejnym jest stosowanie się do zasad BHP oraz zasady ograniczonego zaufania do zabytku.
Nie pozostaje nam życzyć naszym kolegom muzealnikom nic, z wyjątkiem wzmożonej ostrożności w codziennej pracy. I może jeszcze zdrowia.
Więcej o kontekście naukowym i analitycznym znajdziecie Państwo w poniższym tekście
Artykuł ten można bezpłatnie przedrukować, ze zdjęciami, z podaniem źródła
Autor: Adam Budziszewski
Korekta: A.C.
Okładka: Ilustracja wygenerowana w Midjourney, edycja w PS K.K.
Promt:
Pamiętam jak w 2008 roku w ramach prac społecznych robiłem wolontariat w MWP. Z chłopakami naprawialiśmy sprzęgło w T-55, który miał być przywrócony do działania. Nikt nam nie powiedział że ten syf zawiera azbest. Teraz bezrobocie, renta i ciągle się bujam po lekarzach.