Wykopaliska w jaskini Koziarnia to było małe trzęsienie ziemi. Serio. Na końcu jaskini pracujący nieprzerwanie sejsmograf notował każde uderzenie młotka geologicznego. Geofizycy płacili cenę za to, abyśmy my, archeolodzy, w końcu odkryli tajemnice Koziarni.
Kiedyś liczyły się zabytki, ich kształty i rozmiary. Dziś najważniejszy jest kontekst ich znalezienia. Bez niego archeolog jest jak analfabeta, który dostał w prezencie książkę.
W tej jaskini byli neandertalczycy, sala taneczna i kręgielnia. Kiedyś na zmianę żyli w niej ludzie i niedźwiedzie jaskiniowe. Innym razem znajdowała się tam zagroda dla zwierząt. Stąd nazwa – Koziarnia…
Do jaskiń ciągnęło mnie od zawsze. Ale ten projekt zaczął się zupełnie w inny sposób. Wczesna wiosna 2015 roku – byłam świeżo po doktoracie. Likwidowaliśmy stare magazyny Instytutu Archeologii i przenosiliśmy je w nowe miejsce. Pierwsza od lat sposobność, aby zrobić porządki w kolekcjach zabytków. Któregoś dnia do Zakładu Paleolitu koledzy zaczęli przynosić pudła i pytać, czy to czasem nie nasze, bo są podpisane „jaskinia”, a w środku znajdują się krzemienie. Zaczęliśmy przeglądać kartony.